Ostry szlif
Zapaść w diamentach: dlaczego tracą blask. Branża jubilerska cierpi, tak jak niektóre kraje
Pod koniec października w Botswanie odbyły się wybory parlamentarne. Władzę straciła rządząca od uzyskania niepodległości, czyli blisko 60 lat, Botswańska Partia Demokratyczna (BDP). Zastąpiło ją główne ugrupowanie opozycyjne – Parasol dla Demokratycznej Zmiany (UDC). Botswana należy do demokratycznych i stabilnych państw Afryki, a na dodatek jest dość zamożna dzięki wyjątkowo bogatym złożom diamentów. To drugi po Rosji dostawca tych kamieni szlachetnych. Jednak światowy rynek diamentów jest dziś w kryzysie, więc gospodarka Botswany, oparta na przychodach z ich wydobycia, odczuwa to boleśnie. Podobnie jak obywatele, którzy po sześciu dekadach zdecydowali o zmianie. Nie ucieszył ich nawet widok prezydenta Mokgweetsi Masisiego, prezentującego przed wyborami blisko półkilogramowy okaz (2492 karaty, drugi co do wielkości w historii) znaleziony w kopalni na południu kraju.
De Beers, największa firma diamentowa działająca w Botswanie, a druga w branży światowej (rząd Botswany jest jej mniejszościowym udziałowcem), poinformowała, że w ostatnim kwartale produkcja zmalała o 25 proc. To już kolejny spadkowy kwartał. Ceny surowych kamieni w ciągu roku spadły o 20 proc. De Beers, która niegdyś kontrolowała 85 proc. światowego rynku diamentów (miała wyłączność na handel nimi ze Związkiem Radzieckim), została wystawiona na sprzedaż przez międzynarodowy koncern górniczy Anglo American, który woli się skoncentrować na pewniejszych surowcach: złocie, platynie, miedzi.
Diamenty są wydobywane w 35 krajach świata, ale połowa produkcji pochodzi z Afryki. Dlatego załamanie branży jest sporym problemem nie tylko dla Botswany, ale także dla Angoli, Namibii, Zimbabwe, RPA, Demokratycznej Republiki Konga. Diamentowa bessa dotyka też inne kraje, zwłaszcza Indie, które są dziś największym centrum obróbki kamieni szlachetnych.