Przyniosła wielomiliardowe straty, uszkodziła tysiące budynków, boleśnie dotknęła mieszkańców i lokalne społeczności. Powódź z września została wywołana przez wyjątkowo silne opady, które synoptycy dostrzegli z kilkudniowym wyprzedzeniem. Nie potrafiono precyzyjnie określić, z jakimi konsekwencjami przyjdzie się zmierzyć, niemniej prognozy dały pewien czas na przygotowania. Sztab kryzysowy powołały władze państwowe, zrobiły to także firmy. A np. PZU wykorzystało procedury przewidziane na czas… wojny.
– Już od piątku 13 września ostrzegaliśmy klientów o nadchodzącym zagrożeniu, wysłaliśmy im ponad milion esemesów, powódź zaczęła się w sobotę – relacjonuje Stanisław Sęk, dyrektor ds. obsługi szkód i świadczeń w PZU. – Jeszcze przed weekendem skierowaliśmy w teren mobilne biura PZU, by powodzianie mogli szkody zgłaszać bezpośrednio i na miejscu. Z naszych przewidywań wynikało, że otrzymamy ponadstandardową liczbę zgłoszeń i pytań o sposób zgłaszania szkód lub o metody zabezpieczenia ocalałego mienia. Dlatego zwiększyliśmy m.in. obsadę naszej infolinii, w sumie w całość działań związanych z obsługą szkód powodziowych zaangażowaliśmy ok. 700 pracowników.
Wielka woda to dla branży ubezpieczeniowej test sprawności i wrażliwości. – Przygotowaliśmy uproszczone formularze, zaliczki były z reguły wypłacane jeszcze tego samego dnia, staraliśmy się też jak najszybciej wypłacać całe odszkodowanie – zapewnia Grażyna Kasiak, rzeczniczka prasowa Link4. I dodaje, że do jej firmy w związku z powodzią zgłoszono 870 szkód, 99 proc. z nich obsłużonych jest już całkowicie. – Z reguły po wystąpieniu tak rozległych zjawisk pogodowych nasi konsultanci kontaktują się z klientami, by skrócić ścieżkę obsługi. Często się bowiem zdarza, że klienci, mając na głowie wiele innych, pilniejszych spraw, nawet nie myślą o zgłoszeniu szkody do swojego ubezpieczyciela.
Podobną metodę wybrało PZU: – W takich okolicznościach – stwierdza Stanisław Sęk – szybkość przyjmowania wniosków i wypłata środków, które można przeznaczyć na podstawowe wydatki, są kluczowe. Nie sposób wymagać przesyłania pełnej dokumentacji i rozpatrywać wniosków przez przewidziane w umowie 30 dni. Stąd pierwsze decyzje wydawane były już w niedzielę na podstawie uproszczonych procedur i zwiększonych pełnomocnictw dla naszych pracowników. PZU otrzymało ok. 50 tys. zgłoszeń, większość napłynęła w ciągu kilku tygodni. Do końca listopada podjęto decyzje o wypłacie zaliczek lub odszkodowań w ponad 96 proc. zgłoszonych spraw, przy poziomie reklamacji nieco ponad 1 proc.
Link4 nie poprzestało na obsłudze szkód. Pracownicy przez kilkanaście dni prowadzili zbiórkę, całość kwoty otrzymała jedna z poważnie zalanych szkół z powiatu nyskiego. – Pomagaliśmy także agentom osuszać ich biura i przywracać je do użytku. Natomiast klienci najmocniej dotknięci kataklizmem mogą nadal liczyć na bezpłatną pomoc psychologiczną – deklaruje Grażyna Kasiak. Z kolei PZU uruchomiło fundusz powodziowy. W sumie sięgnął 26 mln zł na wsparcie m.in. dla 17 gmin i miast, a także służb, w tym policji oraz ochotniczych i zawodowych straży pożarnych. PZU Zdrowie, operator prywatnej opieki medycznej, zaoferowało powodzianom bezpłatną pomoc medyczną w swoich placówkach. Uruchomiono infolinię ze wsparciem psychologicznym. Szczepiono uczestników akcji, zwłaszcza tych, którzy stykali się z wodą niosącą wiele niebezpiecznych zanieczyszczeń. Obecni na miejscu przedstawiciele PZU byli przez mieszkańców traktowani jak doradcy.
Odbudowa i remont jeszcze przez wiele miesięcy i lat będą nową rzeczywistością wielu zalanych miejscowości. Oprócz braku pieniędzy, do czego przyczyniło się opóźnienie wypłat wsparcia obiecanego przez rząd, problemem okazał się brak wykwalifikowanych rąk do pracy. Właściciele odnawianych nieruchomości są zdani na siebie, sąsiadów, wolontariuszy, w każdym razie na własną rękę muszą znaleźć osoby, które remont przeprowadzą. Łatwiej może być przynajmniej z częścią materiałów.
– Polskie przedsiębiorstwo nie mogło przejść obojętnie – mówi Adam Masiulanis z Atlasa, producenta m.in. gładzi, zapraw i klejów do płytek, który w sumie przeznaczył 4,5 mln zł na pomoc materiałową i finansową. Fundusze pochodziły z bieżącej działalności biznesowej, a także ze środków Fundacji Dobroczynności Atlas, która rozwinęła się podczas akcji po powodzi z 1997 r. Dotąd z finansowego wsparcia firmy dla powodzian skorzystało ponad 120 rodzin.
Spółka Atlas nie oferuje specjalnych rabatów. – Za to podstawowe produkty do remontu z naszej oferty, z opakowaniem obwarowanym m.in. adnotacją, że nie są przeznaczone do sprzedaży, trafiły jako darowizna do magazynów tuzina najbardziej poszkodowanych gmin – mówi Adam Masiulanis. Łącznie ma być 3 tys. ton, czyli 140 tirów, ok. 100 ciężarówek już dojechało na miejsce. Dystrybucją i określaniem limitów przyznanych materiałów zajmują się władze poszczególnych gmin.
Atlas przyjmuje też zgłoszenia od osób indywidualnych, niezależnie od tego, czy były ubezpieczone, czy nie. – Docierają do nich nasi przedstawiciele terenowi. Szacują rozmiar i specyfikę zapotrzebowania, mogą wybierać z pełnego asortymentu firmy. Ważne, że podpowiadają termin przekazania pomocy, bo wiele prac będzie można przeprowadzić najwcześniej na wiosnę, aby nie remontować zawilgoconych ścian – przestrzega Adam Masiulanis. Z tej możliwości skorzystało blisko 30 rodzin, 50 jest na etapie planowania dostaw, kolejna setka przechodzi wstępną weryfikację.
Firma budowlana Strabag skorzystała z doświadczeń początkowego okresu wojny w Ukrainie, gdy wielu jej pracowników zostało w swoim kraju. Strabag prowadzi 800 budów, jest obecny w każdym województwie. Pracownicy mieszkający na dotkniętych terenach zostawali w domach, otrzymywali wynagrodzenie bez konieczności świadczenia pracy.
– Znaliśmy prognozy i czyniliśmy przygotowania, w ciągu pół dnia zabezpieczyliśmy m.in. plac budowy mostu na Odrze pod Kędzierzynem – opowiada rzecznik firmy Maciej Tomaszewski. – I bardzo szybko zaczęto się do nas zwracać z pytaniami, czy pomagamy. Kontaktowano się bezpośrednio z kierownikami budów, często to właśnie oni podejmowali bieżące decyzje o dysponowaniu siłami i sprzętem. Firma się obawiała, że woda zaleje budowany przez nią szpital w Krapkowicach. Tak się jednak nie stało. – Po ustąpieniu fali powodziowej do kierownika budowy zwrócił się burmistrz Krapkowic o doprowadzenie drogi dojazdowej, by dowieźć pomoc do odciętej od świata części wsi Łowkowice. Droga powstała w ciągu doby – relacjonuje Maciej Tomaszewski.
Na nadejście powodzi przygotowywał się Wrocław. W mieście zabrakło worków z piaskiem. Strabag, będący mecenasem Narodowego Forum Muzyki, którego siedziba znajduje się przy połączonej z Odrą Fosie Miejskiej (na podziemnych kondygnacjach są sale kameralne), worków co prawda nie miał, ale przywiózł piasek. – We Wrocławiu woda nie wyrządziła wielkich szkód, więc worki z podziemi zabraliśmy i zawieźliśmy je do Głogowa i pod Kostrzyn, gdzie umacniano nimi nadodrzańskie wały – zdradza Maciej Tomaszewski.
Od początku powodzi Strabag wypożyczał swoje osuszacze lokalnym jednostkom straży pożarnej. W akcję powodziową zostało zaangażowane w sumie kilkadziesiąt koparek i wywrotek, inżynierowie oferowali także wsparcie przy szacowaniu szkód. Podobnie działania prowadziły oddziały firmy w zalanych regionach Austrii (tam Strabag ma centralę) i w dotkniętych tą samą powodzią Czechach. Dyspozytorzy pilnowali, czy operatorzy sprzętu nie przekraczają czasu pracy, by nie doprowadzić do wstrzymania budów lub wystąpienia opóźnień w realizacji kontraktów. – Na budowie – objaśnia Maciej Tomaszewski – nie każdy sprzęt jest codziennie i stale potrzebny. Znany jest także harmonogram jego wykorzystania, więc wiedzieliśmy, jakimi zasobami możemy bezpiecznie wesprzeć walkę ze skutkami powodzi.
Potrzeby powodzian dynamicznie się zmieniały. Najpierw słano wodę pitną. – Później jedzenie, odzież, narzędzia do sprzątania, podstawowe materiały budowlane i meble, tych ostatnich jest już chyba dość. Pomoc wciąż płynie, obecnie jedna z firm stawia w naszej gminie kontenery mieszkalne o podwyższonym standardzie – zwraca uwagę Paweł Szymkowicz, burmistrz Głuchołaz. – Sytuacja powodzian jest różna i z czasem coraz lepszym rozwiązaniem będzie pewnie indywidualne wsparcie finansowe. Postawy osób prywatnych i przedsiębiorstw, także z zagranicy, nie może się nachwalić Urszula Panterałka, zastępczyni wójta gminy Kłodzko: – Za każde wsparcie dziękujemy, każde jest bardzo cenne. Także to punktowe, pozwalające stanąć na nogi poszczególnym rodzinom.
O ile firmy bardzo chętnie deklarują w swoich strategiach społeczną odpowiedzialność, poszanowanie środowiska i praw pracowników, o tyle często ze znacznie większą rezerwą chwalą się pójściem na rękę swoim klientom lub udzielaniem im bezpośredniego wsparcia. W tle pozostają obawy przed posądzeniem o interesowność i kierowanie się dbałością o własną markę. Jednak to podejście pewnie będzie się zmieniać, skoro coraz częściej w przewidywaniach dotyczących przyszłości gospodarki pojawiają się prognozy, że etyczne aspekty działalności firm będą i dla inwestorów, i dla klientów przesłanką najważniejszą.