Już ponad 200 tys. pozwów frankowiczów wobec banków trafiło do naszych sądów. Nic dziwnego, że czas oczekiwania na rozprawy jest długi, a nawał postępowań paraliżuje cały wymiar sprawiedliwości. Bo im więcej sędziów oddelegowanych do spraw frankowych, tym mniej zajmuje się resztą postępowań. Dzisiaj minister Adam Bodnar zapowiedział istotną zmianę, która w przyszłym roku pomoże klientom i nieco ulży sądom.
Zawieszenie kredytu już bez wyroku
Obecnie klient pozywający bank, jeśli nie chce dalej spłacać rat, musi wystąpić do sądu o stosowne zabezpieczenie na czas trwania procesu. Sądy zazwyczaj zgadzają się na zawieszenie spłaty (zwłaszcza gdy klient zdążył już zwrócić równowartość pożyczonego kapitału), ale wymaga to od nich dodatkowej pracy. Już niedługo decyzja sądu nie będzie potrzebna – po złożeniu pozwu kredytobiorca może przestać spłacać kredyt.
To uproszczenie oczywiście nie sprawi, że czas oczekiwania na rozprawę będzie dużo krótszy. Jednak skoro napływ spraw frankowych pozostaje wciąż ogromny, każda taka zmiana jest potrzebna. W trzech pierwszych kwartałach tego roku wpłynęło aż 80 tys. pozwów. Co gorsze, teraz coraz bardziej obciążone są też sądy apelacyjne, skoro rośnie liczba wyroków w pierwszej instancji, a przegrani (zazwyczaj banki) się od nich odwołują.
Czytaj także: Banki nabijały Polaków w kredyty frankowe. Teraz Polacy mogą zaorać banki
Spóźniona zachęta do umów
Resort sprawiedliwości przygotował też projekt ustawy mającej zachęcać klientów i instytucje finansowe do zawierania ugód. Miałby powstać uniwersalny wzór takiej ugody, która nie byłaby później kwestionowana przez żadną ze stron. Kłopot w tym, że jakiekolwiek regulacje w tym zakresie są mocno spóźnione. Wielu klientów już zawarło ugody, a jeszcze więcej woli proces, bo liczy na większe korzyści dzięki unieważnieniu umowy.
Czytaj także: Uchwała podejrzanej jakości. Neosędziowie z SN zdecydowali ws. kredytów frankowych
Umowy frankowe – Urząd Skarbowy upomina się o swoje
Poza tym swoje wysiłki Ministerstwo Sprawiedliwości powinno koordynować z Ministerstwem Finansów. Ostatnie informacje dziennika „Rzeczpospolita” o tym, że fiskus żąda zapłacenia podatku (wynoszącego nawet 32 proc.) od kwot uzyskanych przez klienta w ramach ugody z bankiem, z pewnością nie zachęcają do takiego kompromisu. Tym bardziej że w przypadku sądowego unieważnienia umowy żadnej takiej daniny nie ma, a korzyści są większe niż w ramach ugody. Zresztą jakiekolwiek przyspieszenie działania sądów też raczej skłoni frankowiczów, którzy jeszcze nie podjęli decyzji, do złożenia pozwów, a nie do negocjacji z bankami. Bo dziś przed procesem odstrasza głównie perspektywa długiego czekania na korzystny wyrok, a nie ryzyko porażki.