Zrobieni na czarno
Black Friday po polsku: zrobieni na czarno. Polacy kochają rabaty, więc czemu nie ma euforii?
Najpierw był Black Friday, który pojawił się w Polsce, na początku nieśmiało, kilkanaście lat temu. Przeszczep amerykańskiego święta wyprzedaży (zaraz po Dniu Dziękczynienia) przyjął się na tyle dobrze, że zaczął mu towarzyszyć Cyber Monday. W piątek promocje były w sklepach stacjonarnych, a w następujący po nim poniedziałek w sieci – zakupy internetowe traktowano jeszcze wtedy jako ciekawostkę. Black Friday okazał się zachłanny i zaczął przeradzać się w Black Week, czyli czarny tydzień. Teraz nawet to hasło już sklepom nie wystarcza. Tuż po 1 listopada startują zatem Black Weeks. Cały miesiąc ma upływać pod znakiem czarnych tygodni, które na początku grudnia płynnie przechodzą w świąteczny szał.
Black Friday: Polacy kochają rabaty
Chociaż nie brakuje narzekań, że polski Black Friday z przyległościami to tylko ubogi krewny amerykańskiego oryginału (bo u nas obniżki są zdecydowanie mniejsze niż za oceanem), to i tak mało kto wyobraża sobie bez niego listopad. Z najnowszego badania SW Research dla sieci Media Markt wynika, że 74 proc. Polaków planuje korzystać z promocji z okazji Czarnego Piątku. A wśród klientów do 25 lat ten odsetek rośnie aż do 94 proc. Z sondażu przeprowadzonego przez firmę PayPo wynika, że najpopularniejsze będą na wyprzedażach zakupy odzieży i obuwia (zamierza ich szukać 76 proc. badanych), sprzętu elektronicznego (54 proc. wskazań) oraz kosmetyków i artykułów do domu (46–47 proc. zainteresowanych). A ile wydamy na te wszystkie mniej lub bardziej atrakcyjne promocje? Jedna trzecia ankietowanych planuje przeznaczyć na zakupowe szaleństwa między 250–500 zł, 15 proc. wyda do 250 zł, tyle samo między 500 a 750 zł. Za to 8 proc. idzie na całość i zaplanowało budżet przekraczający 1 tys. zł.
Mogłoby się wydawać, że eksploatowanie aż do przesady haseł Black Friday i Black Week czy Weeks będzie miało skutek odwrotny od zamierzonego.