Prawdziwy citybreaker nieustannie śledzi strony linii lotniczych, wypatrując promocji i innych okazji, kiedy można kupić tanio bilety. Niekiedy zaskakująco tanio. To klucz do sukcesu, bo koszt transportu w przypadku krótkiego wypadu ma kluczowe znaczenie. Są oczywiście również tanie linie lotnicze takie jak Ryanair czy Wizzair, ale one z zasady oferują spartańskie warunki i choć latają do dużych metropolii, to korzystają z odległych lotnisk, takich jak np. Paryż-Beauvais, Londyn-Luton czy Mediolan-Bergamo, a to oznacza potem konieczność długiego, a bywa, że kosztownego dojazdu. Jak trzeba, to leci się tanimi liniami, ale lepsze są regularne, bo można zabrać więcej bagażu i nie marnować czasu, zwłaszcza że city breaki nie trwają długo.
– Najchętniej turyści wykorzystują „mosty” między świętami, a jeśli takich brakuje, wówczas decydują się na przedłużony weekend, od piątku do poniedziałku włącznie – wyjaśnia Maciej Nykiel, prezes biura podróży Nekera, które ma dla citybreakerów propozycję wyjazdów do blisko pięćdziesięciu europejskich miast.
– City breaki to dynamicznie rozwijający się segment ruchu turystycznego, który przyspieszył po pandemii – przyznaje prezes Nykiel. Dlatego ofertę city breaków znajdziemy w niemal każdym biurze podróży. Także linie lotnicze, nie tylko tanie, ale i regularne, w tym PLL LOT, zachęcają do przelotu, udostępniając na swoich stronach możliwość zarezerwowania hotelu czy wynajęcia samochodu. Od początku roku Lot zanotował 107-procentowy wzrost rezerwacji podróży typu city break. Najczęściej wybierane kierunki to Rzym (także z wylotem z Radomia), Paryż, Amsterdam, Praga oraz Barcelona. Największy wzrost popularności notuje Barcelona (232 proc. rok do roku) oraz Rzym (167 proc.