Nieruchome ceny
Deweloperzy cen nie obniżają, bo nie muszą. „Chyba że jesteś bogaty, wtedy możesz się targować”
O kredycie 0 proc. słyszymy tak długo, że emocjonuje on głównie polityków. A przy okazji dzieli koalicję. Chociaż Polska 2050 i Lewica jasno mówią, że nie chcą żadnych dopłat z publicznej kasy do kredytów hipotecznych, Krzysztof Paszyk, kierujący resortem rozwoju i technologii z namaszczenia PSL, wciąż zapewnia, że nad programem pracuje. W tym samym czasie jego koleżanka z rządu Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej (Polska 2050), z satysfakcją grzebie ten sam projekt i zapewnia, że nie ma na niego żadnych pieniędzy w przyszłorocznym budżecie. A lobbujący za dopłatami wiceminister rozwoju i technologii Jacek Tomczak zdążył nawet stracić stanowisko, gdy Wirtualna Polska napisała, że jego kancelaria notarialna wśród klientów ma deweloperów.
Tymczasem na rynku nieruchomości emocje są dużo mniejsze niż w rządowej koalicji. Deweloperzy raczej pogodzili się już z faktem, że na nową odsłonę dopłat nie ma co liczyć. A nawet gdyby jednak pojawiły się w przyszłym roku, to ich warunki będą bardzo restrykcyjne, a skala programu niewielka. Także większość kupujących i sprzedających mieszkania o kredycie 0 proc. myśli coraz rzadziej. Efekt? Stabilizacja i uspokojenie, jakiego na rynku mieszkaniowym od dawna nie było. Tyle że ten spokój ma swoją cenę. Bardzo wysoką.
Po szaleństwie związanym z tzw. Bezpiecznym Kredytem 2 proc., jaki PiS zafundował krótko przed ubiegłorocznymi wyborami, wszyscy próbują się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Deweloperzy wykorzystali ostatnie miesiące na odbudowanie swojej oferty przetrzebionej gorączką zakupową w drugiej połowie ubiegłego roku. Liczba dostępnych mieszkań na rynku pierwotnym rosła sukcesywnie przez cały ten rok i jest już porównywalna z tą sprzed programu dopłat (np. w stolicy można wybierać spośród ok.