Zmiany w składce zdrowotnej to za mało, by uleczyć system i posprzątać bałagan po PiS
Składka zdrowotna to za mało, by uleczyć system i posprzątać bałagan po PiS
Polska 2050 słabo wypada w sondażach, więc jak lwica walczy o obniżenie składki na zdrowie dla przedsiębiorców. Lewica się nie zgadza, 9-procentowy podatek na zdrowie mocno uderzył też w pracujących, a im podatku zmniejszać nikt nie zamierza. Jedni i drudzy są też pacjentami, ich sytuacja jest coraz gorsza, bo dziura w NFZ rośnie, wiele szpitali z braku pieniędzy już zawiesiło leczenie nawet bardzo poważnie chorych. Czy da się z tego wyjść, nie pogarszając sytuacji?
Czytaj także: Drugie okrążenie. Trzecia Droga na rozdrożu
Samochód nie choruje
Tak naprawdę można i pilnie trzeba zrobić tylko jedno – zrezygnować z pobierania składki na zdrowie od przedsiębiorców w przypadku tzw. sprzedaży środków trwałych. Po ludzku – jeśli właściciel małej firmy sprzeda swój samochód albo jakąś maszynę, to musi od tego zapłacić składkę na zdrowie. To głupie i nielogiczne, ale tak sobie wymyślili twórcy Polskiego Ładu i ten przepis obowiązuje. Rząd dogadał się, że od stycznia już obowiązywać nie będzie. Innych głupich przepisów jest w tym nieładzie dużo więcej, ale ten dotyczy składki na zdrowie i w koalicji panuje zgoda, że trzeba go zlikwidować.
O głębszej reformie systemu płacenia przedsiębiorców na zdrowie na razie trzeba zapomnieć. W przyszłym roku możliwe są najwyżej zmiany kosmetyczne, obniżające nieco obciążenia. Na przykład wymiar składki minimalnej dla przedsiębiorców. Obecnie wynosi on 9 proc. od sumy minimalnego wynagrodzenia, później (może, ale to tylko niewiążąca obietnica rządu) ma być liczony od 75 proc. minimalnej. Dałoby to małej firmie oszczędność rzędu 100 zł z małym kawałkiem.
Odsuwanie w czasie reformy systemu składkowego jest tłumaczone tym, że ZUS musi mieć czas na dostosowanie do zmian swojego systemu informatycznego. Tak naprawdę jednak chodzi o pieniądze. Wprawdzie minister finansów ma zarezerwowane w przyszłorocznym budżecie na ten cel 4 mld zł, a obniżenie poziomu składki minimalnej kosztować ma nie więcej niż 800 mln, ale przy tak szybko rosnącej dziurze budżetowej mówienie o rezerwie finansowej brzmi jak żart.
Prąd gorszy od składki
Upieranie się przez partię Hołowni przy obniżaniu składki dla przedsiębiorców sytuacji małych firm tak naprawdę nie poprawi. Mimo że prawdą jest, iż wiele małych firm kończy działalność, nie mogąc związać końca z końcem. Najpierw trzeba sobie zadać pytanie: dlaczego tak się dzieje? Czy aby na pewno z powodu zbyt wysokiej składki na zdrowie? Czy może stała się ona ostatnią kroplą goryczy, która wywołuje wściekłość przedsiębiorców?
Nawet bowiem jeśli składka na zdrowie akurat dla tej grupy zostanie zmniejszona, sytuacja małych firm poprawi się niewiele. To, co je wykańcza najbardziej, to drogi prąd i szybkie tempo wzrostu płacy minimalnej, któremu nie dorównuje wzrost wydajności. To z tego powodu polskie przedsiębiorstwa tracą konkurencyjność i nie są w stanie utrzymać się na rynku. Jakie są widoki, że te dwa problemy zostaną szybko rozwiązane? W najbliższym czasie żadne.
Czytaj także: Duch w nas gaśnie. Dlaczego Polacy wolą dziś iść na etat niż „na swoje”
Rośnie szara strefa
Małe firmy operują głównie w usługach. Zamknięcie firmy to ostateczność, z czegoś przecież trzeba utrzymać rodzinę. Żeby tej ostateczności uniknąć, najpierw zaczyna się kombinowanie, jak wyjść na swoje w tych coraz bardziej niesprzyjających warunkach. Więc jako klienci, zamawiając mały remont, konieczną wymianę rur czy cokolwiek innego, coraz częściej na pytanie o cenę słyszymy w odpowiedzi: „brutto czy netto?”.
Czyli czy płacimy z VAT, sporo więcej, ale legalnie, czy wolimy na czarno, za to dużo taniej. Uczciwy klient wolałby legalnie, ale właśnie dostał wyższy rachunek za energię, ogrzewanie mieszkanie, wodę. Więc mu trochę wstyd, ale mruczy „netto”. W usługach fiskus ma niewielkie pole, aby nieuczciwego przedsiębiorcę namierzyć, proceder oszukiwania państwa staje się nagminny. Czy niższa składka na zdrowie, jeśli nawet członkowie koalicji się w tej sprawie dogadają, go ukróci? Wątpię. Niższa cena prądu, która obniżyłaby wszystkie ceny, na naszą uczciwość wpłynęłaby korzystniej. Tymczasem wpływy do budżetu maleją, szara strefa rośnie.
Dlaczego przedsiębiorcy mają być uprzywilejowani?
Zanim jeszcze Prawo i Sprawiedliwość postanowiło wprowadzić Polski Ład, który przewrócił do góry nogami cały nasz system podatkowy, składka na zdrowie dla osób pracujących była odliczana w dużej części od podatku PIT, więc nie odczuwaliśmy jej tak boleśnie. Potem PiS tak zamieszał w tym kotle, że niby wprowadził kwotę wolną od podatku i podatki obniżył, ale wprowadził nowy, 9-procentowy podatek na zdrowie i o tym, że jednak nie obniżył, tylko podwyższył, przekonaliśmy się dopiero przy płaceniu. Najważniejsze jednak, że wyższym obciążeniom na zdrowie nie towarzyszył ani wzrost liczby świadczeń medycznych, ani krótsze kolejki do leczenia, ani jakakolwiek poprawa systemu publicznej opieki zdrowotnej. Płacąc więcej, dostajemy mniej.
Czytaj także: 8 lat PiS w ochronie zdrowia. Pacjencie, płać składki i lecz się prywatnie
Przed Polskim Ładem przedsiębiorcy na zdrowie płacili mniej niż pracujący. Pod tym względem byli wyraźnie uprzywilejowani. Eksperci postulowali, by to zmienić. Bo jeśli nawet rzadko korzystają z publicznej ochrony zdrowia, to jest coś takiego jak solidaryzm społeczny, w myśl którego osoby o wyższych dochodach płacą na zdrowie, a w każdym razie powinny, relatywnie więcej. Na pewno nie mniej niż mniej zarabiający zatrudnieni na umowie o pracę.
Był to postulat tym bardziej słuszny, że obecnie coraz więcej osób, wcale niebogatych, nie korzysta z lekarzy „na NFZ”, bo nie jest się w stanie do nich dostać. PiS, który tak pomstował na prywatyzację, spowodował jej rozkwit. Musimy leczyć się prywatnie albo wcale.
Jednocześnie twórcy Polskiego Ładu jakby postanowili dowalić przedsiębiorcom za wszystkie te lata, kiedy ich składka na zdrowie była dużo niższa, niż wynikałoby to z ich dochodów. Zrobił się bałagan, który trwa do tej pory, zapanowała złość. Z osób uprzywilejowanych dużo niższym obciążeniem „na zdrowie” przedsiębiorcy stali się osobami dyskryminowanymi. System nie stał się lepszy, a jeszcze gorszy.
I niezrozumiały. Partyjnych targów, ile jaka grupa powinna płacić za leczenie, nie byłoby wcale, gdyby panowała jasna zasada – obciążenie jest proporcjonalne do dochodów. Bez względu na to, z jakich źródeł pochodzą, byle były legalne. Byłoby i logicznie, i sprawiedliwie.