Interes w pigułce
W Polsce codziennie upada jedna apteka. Bo takie mamy prawo. PiS tę ustawę przyjął na chybcika
Nie możemy rozwijać pięciu aptek, które zgromadziliśmy w naszej sieci, nie możemy ich sprzedać ani przekazać własnym dzieciom – zdumiewa się Adam Wasilewski, prezes polskiej sieci Apteki Dar Zdrowia. Jedyne, co możemy, to siedzieć cicho i jak najdłużej próbować nie wypaść z rynku. Dr Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych, ocenia szkody wyrządzone polskim aptekarzom tylko przez rok funkcjonowania ustaw na 11,4 mld zł. Zważywszy, że wszystkich aptek w kraju jest zaledwie 12 tys., jest to suma ogromna, nawet milion złotych na aptekę. Uchwalona za rządów PiS ustawa zabrania wprawdzie powiększania się tym, którzy już mają cztery placówki, ale okazało się, że uderzyła nawet we właścicieli posiadających jedną, którym wcześniej ta ustawa bardzo się podobała.
Pani W. z Częstochowy ma akurat trzy apteki, jest magistrem farmacji (nikt inny nie może już prowadzić apteki, chociaż w prawie żadnej nie robi się już leków) i do tej pory nie dostrzegała w nowelizacji Apteki dla aptekarza 2.0 niczego, co naruszałoby jej interesy. Wszystko się zmieniło, gdy okazało się, że jest chora, aptekami powinien zająć się ktoś inny.
– W każdej innej branży sprawa byłaby prosta – wyjaśnia Marcin Piskorski, szef Związku Pracodawców Aptecznych Pharma NET, do którego zwróciła się o pomoc W. – Ale aptekarzom ustawa tego zabrania. Przekazanie zarządu komuś, kto nie jest farmaceutą, może być potraktowane jako utrata kontroli nad apteką. Właścicielowi grozi za to kara 5 mln zł i odebranie prawa prowadzenia apteki, choć niechlujne przepisy nawet nie precyzują, co dokładnie znaczy „utrata kontroli”.
W. postanowiła więc swoje trzy apteki sprzedać, przed zmianą ustawy każda z nich była wyceniana na ok. 1 mln zł, przed rokiem jeszcze mogła je sprzedać bez problemu, chętnych nie brakowało.