Cinkciarz bez kasy
Cinkciarz cienko przędzie. Czy to już koniec lidera kantorów internetowych?
Na spektakularnej reklamie Cinkciarz nigdy nie oszczędzał. Ani w 2015 r., gdy do Stanów Zjednoczonych zaprosił Lecha Wałęsę i Bronisława Komorowskiego, aby uświetnić podpisanie wieloletniej umowy sponsorskiej z Chicago Bulls, znaną drużyną koszykarską ligi NBA. Ani cztery lata później, gdy reklama jego spółki Conotoxia znalazła się na taksówce, do której w filmie „John Wick 3” wsiadał Keanu Reeves. Teraz wokół największego kantoru internetowego w Polsce jest znowu głośno. Ale akurat tego zamieszania Cinkciarz raczej wolałby uniknąć. Bo tym razem walczy nie o zdobywanie nowych rynków, lecz o przetrwanie.
Kłopoty wyszły na jaw latem, gdy klientów korzystających z wymiany walut w sieci poprzez Cinkciarza zaniepokoiło długie czekanie na pieniądze. Zamiast dostać przelew w ciągu minut czy chociażby godzin, otrzymywali środki dopiero po kilku dniach. Cinkciarz w swoich serwisach informował lakonicznie, że to skutek problemów technicznych, nad których rozwiązaniem pracuje. Czas mijał, a problemy nie ustępowały. To prawdopodobnie zwróciło uwagę Komisji Nadzoru Finansowego. Nie kontroluje ona kantorów internetowych, bo te działają w Polsce wciąż bez żadnej regulacji. Jednak Cinkciarz, a dokładniej spółka Conotoxia należąca do jego grupy, miał licencję krajowej instytucji płatniczej. To dzięki niej mógł nie tylko wymieniać waluty, ale także prowadzić rachunki i oferować klientom karty wielowalutowe, wykorzystywane zwłaszcza podczas zagranicznych podróży, aby oszczędzić na przewalutowaniach.
Po kontroli Komisja Nadzoru Finansowego na początku października zdecydowała się na drastyczny krok. Poinformowała, że pozbawia firmę Conotoxia licencji krajowej instytucji płatniczej, i doniosła na nią do prokuratury. Dała jej zaledwie dwa tygodnie na zamknięcie wszystkich rachunków klientów i zlikwidowanie kart płatniczych.