Potęga instytucji
Nobel z ekonomii budzi emocje. Czy oni o czymś nie zapomnieli?
Jaki związek ma umieralność wśród białych osadników w europejskiej kolonii sprzed 400 lat z obecnym tempem rozwoju państwa, które powstało w tym miejscu? W pewnym sensie za odpowiedź na to pytanie trzech naukowców dostało w zeszłym tygodniu Nagrodę Banku Szwecji zwaną też ekonomicznym Noblem. Laureaci, czyli Daron Acemoğlu, Simon Johnson i James Robinson, znani jako AJR, całe naukowe życie spędzili na amerykańskich uczelniach, ale ten pierwszy jest Turkiem, a dwaj pozostali to Brytyjczycy. Szwedzka Akademia Nauk przekonuje, że Acemoğlu, Johnson i Robinson „pomogli nam zrozumieć różnice w dobrobycie między narodami. (…) Społeczeństwa ze słabym państwem prawa i instytucjami nie generują wzrostu ani pozytywnych zmian. Badania laureatów pomagają nam zrozumieć, dlaczego tak się dzieje”.
Z instytucjami różnie bywa
Jak więc brzmi odpowiedź na pierwotnie postawione pytanie? W tych koloniach, gdzie otoczenie sprzyjało Europejczykom, tworzyli oni system instytucji gwarantujących liczne prawa, które potem stymulowały rozwój. Natomiast w miejscach, gdzie warunki były trudne, europejscy osadnicy pozostawali nieliczni i tworzyli systemy ekonomiczne oparte na pracy niewolniczej oraz prostej eksploatacji zasobów. I dostosowywali do tego instytucje, które z początku gwarantowały ich dominującą pozycję, ale z czasem stały się hamulcem rozwoju.
Oto przykłady. W przyszłej Kanadzie czy USA, gdzie początkowo zasoby wydawały się skromne, pierwsze instytucje nie tylko przyciągnęły kolejnych osadników, lecz również – gwarantując prawo własności oraz rządy prawa – stworzyły warunki do szybkiego wzrostu ekonomicznego na długie lata. Odwrotnie niż np. w hiszpańskich koloniach w Ameryce Południowej, pierwotnie bardzo bogatych w zasoby.
Tercet AJR przyznaje jednak, że z tymi instytucjami różnie bywa.