Rynek

Patokampania PiS, czyli jak Mariusza Błaszczaka dopadła amnezja

Mariusz Błaszczak na korytarzu sejmowym, sierpień 2024 r. Mariusz Błaszczak na korytarzu sejmowym, sierpień 2024 r. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
PiS rozpoczął kampanie „Koalicja przy korycie” i „Stop patowładzy”. Trzeba nie mieć za grosz wstydu, by po wydrenowaniu państwowej gospodarki z miliardów złotych, a właściwie jej sprywatyzowaniu przez rządzącą kastę, robić wykłady na temat moralności. Jakby ostatnich ośmiu lat nie było.

„Koalicja 13 grudnia zadbała o ustawienie swoich działaczy, sympatyków, znajomych przy tzw. korycie” – stwierdził szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Nie, to nie żart, Błaszczak to powiedział całkowicie poważnie. W ten sposób zainaugurowano kampanię PiS pod hasłami „Koalicja przy korycie” i „Stop patowładzy”. PiS zamierza tropić i piętnować niedopuszczalne przypadki „obsiadania” spółek państwowych przez ludzi związanych z koalicją. Już uzbierali sto nazwisk, a tropią kolejne, spodziewają się tysiąca. „Ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni” – skomentował to na portalu X Adrian Zandberg.

Czytaj także: „Tłuste koty, pakujcie swoje kuwety!”. Jak ludzie PiS dorobili się w spółkach skarbu państwa

Niepamięć „tłustych kotów”

W chwili, gdy spółki Skarbu Państwa informują o wynikach audytów otwarcia, o zidentyfikowanych tysiącach działaczy PiS, ich krewnych i znajomych lokowanych przez ostatnie osiem lat na wysokopłatnych stanowiskach – na polecenie ważnych polityków Zjednoczonej Prawicy, oni na bezczela alarmują, że spółki są obsiadane przez ludzi związanych z koalicją. I że będą z tym walczyć.

W tym samym czasie dowiadujemy się o setkach milionów przelewanych z państwowej kasy na konto handlarza „patriotycznymi” ciuchami, czytamy o dziesiątkach „doradców” zarządu PZU inkasujących co miesiąc kilkadziesiąt – a czasem nawet kilkaset – tysięcy złotych bez obowiązku świadczenia jakiejkolwiek pracy, tak po prostu za nic.

Reklama