Rynek

Poczta w ruinie. Kuracja po rządach PiS będzie bolesna

Prezes Poczty Polskiej Sebastian Mikosz Prezes Poczty Polskiej Sebastian Mikosz Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
Odejście prawie 10 tys. pracowników, nowe usługi w placówkach, zmiana ich wyglądu i informatyzacja – w ten sposób nowy zarząd chce ratować Pocztę Polską. Czy plany pokrzyżują mu związkowcy, grożący strajkiem?

Co łączy pocztę i kolej? W Polsce w zasadzie niewiele, bo już od dawna w pociągach nie znajdziemy wagonów pocztowych. Jednak ostatnio dwa przedsiębiorstwa o znaczeniu strategicznym, kontrolowane przez państwo, znalazły się w podobnej sytuacji. To PKP Cargo i Poczta Polska.

Czytaj też: Czy pocztowcy odzyskają godność? Pocztę Polską trzeba reanimować

Poczta kontra związki

Obie firmy PiS pozostawił w tragicznej sytuacji, przez lata wyznaczając do ich kierowania osoby z politycznego nadania, które zupełnie sobie nie poradziły z obowiązkami. Straty rosły, udziały w rynku malały. Teraz nowi menedżerowie mają za zadanie uratować te molochy przed upadkiem, ale to oznacza masowe zwolnienia i wojnę ze związkami zawodowymi. Te w większości dobrze żyły z poprzednią władzą, a teraz boją się utraty przywilejów.

W przypadku Poczty Polskiej misję ratowania przedsiębiorstwa zatrudniającego wciąż ponad 66 tys. powierzono Sebastianowi Mikoszowi, kiedyś prezesowi Lotu. Mikosz przystąpił właśnie do ofensywy – z pracy na Poczcie ma odejść ponad 9 tys. osób, placówki (jest ich prawie 7,5 tys.) zmienią wygląd i charakter, a do tego firma ma skuteczniej niż dotąd rywalizować z prywatnymi operatorami logistycznymi. Inaczej niż w PKP Cargo, na Poczcie nie będzie zwolnień grupowych, ale program dobrowolnych odejść. Jednak podobnie jak u kolejarzy konflikt ze związkowcami jest nieunikniony. Nie tylko dlatego, że zarząd wypowiedział układ zbiorowy pracy. Pracę w radzie nadzorczej straciła dwójka przedstawicieli pracowników (czyli związkowcy). Na ich miejsce nie powołano na razie nikogo nowego.

Związkowcy zatem uważają, że decyzje podejmowane przez zarząd są nielegalne. Poczta Polska ich zarzuty odpiera, tłumacząc, że właściciel firmy (czyli skarb państwa) uznał, że rada nadzorcza nie wypełniała należycie swoich obowiązków. Podobnie jak w PKP Cargo pocztowców czeka referendum strajkowe. Do tej pory wszelkie próby protestów na Poczcie kończyły się fiaskiem (strajki ostrzegawcze były krótkie i miały niewielki zasięg), bo związków działa w niej około… 90. Być może teraz znajdą wspólny język i zjednoczą się w walce z zarządem. Ten może przeciwko nim używać tego samego argumentu co zarządzający PKP Cargo: przez lata wielu związkowców dobrze żyło z poprzednimi prezesami i nie przeszkadzało im pogrążanie się firmy w coraz większym kryzysie.

Prezes Mikosz zapowiada nie tylko odchudzenie Poczty, ale też wielkie zmiany w placówkach. Ograniczony ma zostać „bazarek”, w jaki zamieniły się punkty pocztowe w ostatnich latach. W szczególności zniknąć mogą dewocjonalia, co już budzi protesty środowisk konserwatywnych. W mniejszych miejscowościach Poczta ma stać się Centrum Obsługi Obywatela – załatwimy tam wiele spraw urzędowych. W dużych miastach Mikosz marzy o galeriach pocztowych w zabytkowych budynkach należących do firmy. Na pewno nie będzie likwidacji placówek. Z prostego powodu – to dzięki ich gęstej sieci Poczta Polska ma szansę na rekompensatę z budżetu państwa.

Czytaj też: Worek bez dna. Poczta Polska podnosi ceny. Znowu

Ruiny po PiS

Na razie dostała 750 mln zł takiego zastrzyku finansowego, w kolejnych latach kwota ta wzrośnie do 2 mld. Pod tym względem pocztowcy są w lepszej sytuacji niż kolejarze. PKP Cargo na razie nie ma co liczyć na odszkodowanie od państwa za straty, jakie poniosła na rozwożeniu węgla w 2022 r. (na polecenie ówczesnego rządu). Poza tym jako spółka notowana na giełdzie (państwo poprzez PKP SA kontroluje tylko jedną trzecią udziałów) ma też niewielkie szanse na pomoc publiczną. Poczta, będąc tzw. operatorem wyznaczonym, dostaje za to wsparcie od podatników. Nie wystarczy ono na rozwój, ale pozwala chociaż zachować płynność finansową.

Pocztowców i kolejarzy łączy za to inny problem: jak zmniejszyć uzależnienie od tego, co kiedyś było ich siłą, a dzisiaj przynosi coraz mniejsze pieniądze? W przypadku Poczty Polskiej chodzi o tradycyjne listy, a w PKP Cargo o przewozy węgla. Poczta wie, że musi skuteczniej niż dotąd walczyć na rynku kurierskim. Jednak do tej pory nie potrafiła zbudować nawet porządnej sieci automatów paczkowych (nazwę „paczkomat” zastrzegł jej najpoważniejszy konkurent InPost). Teraz najchętniej porozumiałaby się z Orlenem, który ma całkiem sporą sieć takich maszyn (ok. 6 tys.), chociaż obecny zarząd daje do zrozumienia, że wcale nie jest do niej przywiązany, i uważa ją za kłopotliwy spadek po erze Daniela Obajtka. Poczta na pewno chętnie te automaty by przejęła, ale przecież nie ma pieniędzy, żeby za nie zapłacić Orlenowi. Być może zatem skończy się jakąś formą współpracy – od dawna pożądanej, ale za czasów Obajtka niemożliwej.

Na razie Poczta Polska (podobnie jak PKP Cargo) musi przejść przez gorącą jesień – na horyzoncie są nie tylko strajki i zaostrzająca się wojna ze związkowcami, ale też próba rozliczenia poprzednich zarządów. Zarząd PKP Cargo już złożył zawiadomienia do prokuratury, zaś ekipa Mikosza zapowiedziała takie kroki. To jednak głównie działanie propagandowe, bo przecież bieżącej sytuacji finansowej ono nie pomoże. Rządzący Pocztą, tak samo jak kolejami towarowymi, stoją przed bardzo poważnym wyzwaniem. Mają na razie przyzwolenie koalicji na podejmowanie nawet drastycznych decyzji, ale muszą pamiętać, że ich zadaniem jest uzdrowienie spółek, a nie ich likwidacja. Kuracja odchudzająca ma zatem zakończyć się wzmocnieniem, a nie zagłodzeniem pacjenta. Bo zarówno Poczty Polskiej, jak i PKP Cargo potrzebujemy – choćby z powodów strategicznych. Tylko na pewno zupełnie innych niż ruiny, które dostaliśmy w spadku po poprzedniej władzy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną