Polisa od burzy
Polisy od burzy. Ile kosztują, jakie robimy błędy i czy ubezpieczyciel może umyć ręce
Pogodowych nieszczęść, które zdarzyły się tylko jednego dnia, 16 lipca 2024 r., starczyłoby na kilka poprzednich lat. Esemesy Rządowego Centrum Bezpieczeństwa ostrzegały przed gwałtownymi burzami mieszkańców całego kraju, ale prawdziwe katastrofy zdarzyły się punktowo. Miejsc podtopionych i zalanych tego dnia było w kraju ponad 2,7 tys.
W Małopolsce ofiarami zemsty natury padły powiaty krakowski, tarnowski i wielicki. Strażaków wzywano głównie do usuwania powalonych drzew i wypompowywania wody z zalanych piwnic. To oni pierwsi spieszą z pomocą, są prawdziwymi likwidatorami szkód. Małopolskę i Podkarpacie nawiedzają najczęściej zarówno nawalne deszcze, jak wichury i trąby. Meteorolodzy nie umieją jeszcze powiedzieć, jakie regiony będą atakowane najczęściej. Trąby są najmniej przewidywalne, mogą pozrywać dachy w każdym miejscu kraju. Pojawiają się nagle, trwają krótko, skutki pozostawiają na lata. Pod Częstochową z pięknej alei starych klonów wzdłuż lokalnej drogi zostało tylko kilka kikutów, resztę drzew połamał huragan.
Wysyp armagedonów
Tego samego dnia nawalne deszcze w województwie warmińsko-mazurskim uszkodziły wały przeciwpowodziowe przy rzece Łynie w Bartągu, przy usuwaniu szkód pomagali terytorialsi. Wichura zdewastowała ośrodek wypoczynkowy w Purdzie nad jeziorem Serwent. W dwie minuty zniszczyła większość z 32 domków letniskowych oraz trzy samochody. W Giżycku wyrwane drzewo przygniotło rowerzystkę. 10 tys. gospodarstw zostało bez prądu.
Gwałtowna ulewa sparaliżowała 16 lipca po południu Gdynię, zalała dworzec kolejowy. Macieja Krajewskiego, dyrektora działu w sopockim Towarzystwie Ubezpieczeniowym Ergo Hestia, dopadła pod wiaduktem, zdążył tylko wyjechać z pracy. – To najgorsze miejsce, w którym znaleźć się może samochód podczas burzy – twierdzi.