To bardzo trudny poród – program „Kredyt na start” wzbudza kontrowersje nie tylko w partiach koalicyjnych. Niezbyt przychylnie wypowiedział się o nim nawet resort finansów, który boi się kolejnego skoku cenowego na rynku nieruchomości. Wciąż nie wiadomo, czy w Sejmie znajdzie się większość potrzebna do uchwalenia ustawy, skoro bardzo krytyczna wobec dopłat do kredytów jest Lewica, promująca budownictwo społeczne. Jednak Ministerstwo Rozwoju i Technologii (wciąż pod kontrolą PSL, chociaż z nowym szefem po wyborach europejskich) oficjalnie się nie poddaje i zapewnia, że wciąż pracuje nad odpowiednim projektem. Z opublikowanych właśnie efektów konsultacji wynika, że Kredyt na start to produkt wciąż niegotowy, a lista kontrowersyjnych rozwiązań jest bardzo długa.
Czytaj także: Będzie Kredyt 0 proc.? Szanse spadają do zera. Rynkowi mieszkań znów grożą turbulencje
Ministerstwa krytykują Kredyt na start
Na przykład planowane dotąd limity dochodów gospodarstw domowych ubiegających się o dopłaty mają zostać nieco obniżone. To reakcja na krytykę ze strony resortu finansów, który uznał, że dotychczasowe progi były zbyt hojne. Prawdopodobnie nie zostanie za to wprowadzony limit ceny za metr kwadratowy. Resort sprawiedliwości krytycznie ocenia wykluczenie z programu singli, którzy ukończyli 35 lat. Kontrowersje budzi też kwestia wysokości dopuszczalnego wkładu własnego – prawdopodobnie pojawi się jego maksymalna wartość, bo bez tego idea programu zostałaby wypaczona. Uwag w ramach konsultacji było tak dużo, że trzeba poczekać na nową wersję projektu.
Deweloperzy stają się ostrożniejsi
Tymczasem właśnie to czekanie coraz bardziej niecierpliwi deweloperów. Oni powoli zaczynają już ograniczać swoją aktywność. Przez ostatnie miesiące osiągnęli swój podstawowy cel: udało im się odbudować ofertę mieszkań w dużych miastach, mocno przetrzebioną poprzednimi dopłatami w ramach tzw. Bezpiecznego Kredytu 2 proc. Jednak teraz tracą wiarę w kolejne rządowe dopłaty, więc stają się ostrożniejsi. Nie chcą dopuścić do sytuacji, w której na rynku podaż zaczęłaby górować nad popytem, bo wówczas musieliby zacząć obniżać ceny. Tradycyjnie to deweloperzy rozdają karty na polskim rynku (budują ok. 98 proc. wszystkich nowych lokali). Skoro nie widzą na horyzoncie kolejnych dopłat (finansowanych oczywiście z kieszeni podatników), to będą przygotowywać się do niższej sprzedaży, czyli również niższej aktywności. Ich sytuacja finansowa pozwala na takie sterowanie podażą.
Czytaj także: Mieszkań przybywa, klientów nie ubywa. Ale na coś będą promocje
Kredyt na start: za wolno, za skomplikowany
Natomiast sam proces przygotowywania programu Kredyt na start staje się, niestety, kuriozalny. Mało kto spośród szukających mieszkań czy planujących ich zakup jest w stanie zrozumieć zasady, jakimi kieruje się resort odpowiedzialny za politykę mieszkaniową. Zamiast przedstawić proste i jasne zasady dopłat (obowiązujące stale, a nie tylko do wyczerpania kolejnej puli środków), uzależnione od aktualnej wysokości stóp procentowych, prezentowane są skomplikowane i wciąż zmieniające się listy kryteriów. Jedyny pozytywny efekt tego zamieszania to cenowa stabilizacja na rozgrzanym dotąd rynku. O ile poprzedni program dopłat (w czasie kampanii wyborczej) był zdecydowanie zbyt radykalny i zdestabilizował rynek, to ten powstaje tak wolno i jest tak skomplikowany, że już mało kto wierzy w szczęśliwy poród.
Czytaj także: Kto marzy o domu, może trochę odetchnąć. Ceny się uspokoiły, rośnie zdolność kredytowa