Rynek

Ratujmy górników przed węglem. Tragedie to chleb codzienny, a ta praca ma coraz mniej sensu

Akcja ratownicza po wstrząsie w kopalni KWK Rydułtowy. 11 lipca 2024 r. Akcja ratownicza po wstrząsie w kopalni KWK Rydułtowy. 11 lipca 2024 r. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl
Tym razem do wypadku doszło w kopalni Rydułtowy. Gdy zatrzęsło tam na głębokości ok. 1,2 km, pod ziemią znajdowało się 78 górników. 76 udało się wycofać, jeden z zaginionych mężczyzn zmarł, drugiego ekipy ratownicze szukały ponad dwie doby. Miał duże szczęście, przeżył.

„W czwartek, 11 lipca, w KWK ROW Ruch Rydułtowy doszło do wstrząsu wysokoenergetycznego. Trwa akcja ratunkowa” – zakomunikowała spółka Polska Grupa Górnicza. Potem były kolejne komunikaty: „W bardzo trudnych warunkach kontynuowana jest akcja ratownicza w ruchu Rydułtowy kopalni ROW po wstrząsie wysokoenergetycznym w czwartek 11 lipca 2024 r. o godz. 8.16. Nocą po wystąpieniu niebezpiecznych wstrząsów dochodziło do wycofywania zastępów ratowniczych w trosce o bezpieczeństwo ludzi”.

Jan Dziadul: Kopalnia Rydułtowy o krok od olbrzymiej tragedii. Jeden górnik zginął

Codzienność górniczych dramatów

Polacy przywykli do relacji z katastrof kopalnianych, bo to stały element naszej gospodarczej rzeczywistości. Nie ma roku, by nie doszło do kilku spektakularnych górniczych zdarzeń. Rozpalają one emocje nie tylko śląskich mediów, z dramatami górniczymi obcującymi na co dzień, ale całej Polski. Największe są wtedy, gdy nie można się doliczyć górników uczestniczących w katastrofie. Tragicznie zginęli? Żyją? Są ranni? Jest podejrzenie, że gdzieś na dole tkwią odcięci. Wtedy ruszają zastępy ratowników i przekopują się przez zawalone chodniki, nasłuchują z nadzieją, że odnajdą żywych kolegów, a cała Polska im kibicuje. I też nierzadko w czasie tej akcji sami giną, bo praca górniczego ratownika to trudny do wyobrażenia wysiłek w ekstremalnie niebezpiecznych warunkach. Tak jak teraz w kopalni Ruch Rydułtowy, gdzie ponad dwie doby trwały poszukiwania górników, których nie udało się żywych ewakuować z rejonu katastrofy.

„Decyzje podejmowane przez sztab akcji w Rydułtowach w zakresie zagrożeń sejsmicznych konsultowane są na bieżąco z zespołem naukowców z AGH, Politechniki Śląskiej, Głównego Instytutu Górnictwa. Przyjęto zasadę, że ratownicy wycofywani są po wystąpieniu wstrząsów o sile przewyższającej 1 x 103J. Takie zagrożenia miały miejsce kilkukrotnie w ciągu nocy i na rannej zmianie w piątek” – czytamy w kolejnym komunikacie na stronie PGG.

Czytaj też: 900 metrów pod ziemią

„Kierownictwo akcji podjęło także decyzję o wykonaniu otworu ratowniczego z wyrobisk w pokładzie 703. Akcja ratownicza prowadzona jest z dwóch baz ratowniczych, obejmując oba możliwe kierunki dotarcia do poszkodowanego pracownika, przy zaangażowaniu średnio 14 zastępów ratowniczych na zmianę”.

I wreszcie informacja: „Po ponad dziesięciu godzinach akcji ratownicy dotarli do pierwszego z poszukiwanych. Miejsce, w którym znajdował się pracownik, zlokalizowano na podstawie sygnału z lampy górniczej. Odnaleziony górnik został przetransportowany przez ratowników na powierzchnię, gdzie lekarz stwierdził zgon mężczyzny. (…) Zmarły sztygar zmianowy miał 41 lat i 23 lata stażu pracy w górnictwie, w kopalni Rydułtowy pracował od 16 lat”. W sobotę, po ponad dwóch dobach, ratownicy ewakuowali drugiego z zaginionych górników. Miał więcej szczęścia – trafił do szpitala, jest w stanie stabilnym.

Czytaj także: Tragedia w Bogdance. Śmierć pod ziemią jest inna

Polskie górnictwo: tysiące wypadków

W polskim górnictwie w latach 2019–23 doszło do 10 730 wypadków. W tej liczbie 104 wypadki śmiertelne i 53 wypadki ciężkie. Z tego 1913 wypadków (w tym 15 śmiertelnych i 8 ciężkich) to pracownicy firm zewnętrznych zatrudniani w kopalniach do wykonania rozmaitych prac pomocniczych. To ważne rozróżnienie, bo w górnictwie często pracują ludzie nieobjęci ochroną, jaka przysługuje państwowym górnikom, i często nienadzorowani z punktu widzenia BHP, a bywa, że i nieprzeszkoleni. To trochę przypomina sytuację w Lasach Państwowych, które zatrudniają zewnętrznych podwykonawców, czyli zakłady usług leśnych, tzw. zule, które zajmują się wyrębem i innymi pracami leśnymi. W efekcie praca drwala jest niebezpieczniejsza niż górnika. Od 2018 r. do końca maja 2024 r. śmierć w trakcie jej wykonywania poniosło 141 osób.

Przyjęło się uważać, że śmierć górnika przy pracy to ryzyko zawodowe i element górniczego etosu. Po każdej katastrofie nikt nie woła: skończymy z tym szaleństwem, zamknijmy kopalnie, a przynajmniej te najbardziej niebezpieczne. Nikt nie mówi o automatyzacji pracy w górnictwie, ograniczaniu pracy ludzi. Dajmy górnikom inne zajęcie, bezpieczniejsze, w lepszych warunkach, na powierzchni. Gdy się ktoś z takim pomysłem wychyla, padają głosy oburzenia, że górnik może tylko kopać węgiel, bo co mógłby robić innego? Zadaniem państwa jest zapewnienie mu pracy, a tego, że ta praca ma coraz mniej sensu, za to kosztuje państwo coraz więcej, nikt nie chce słuchać. Państwo utrzymuje armię żołnierzy, więc powinno utrzymywać i armię górników, którzy walczą o bezpieczeństwo energetyczne, przekonują górniczy działacze związkowi. Gotowi są szantażować polityków i rozdzierać szaty, gdy tylko usłyszą o zmierzchu węgla i perspektywie szybszej rezygnacji z wydobycia niż to, które wywalczyli, czyli 2049 r.

Czytaj także: Czarna madonna z Katowic. Dostała od Tuska bardzo trudną misję

Górnicy giną, węgla nikt nie chce

W efekcie mamy wciąż tragikomiczną sytuację: górnicy giną, wydobywając węgiel w skrajnie niebezpiecznych warunkach (ponad kilometr pod ziemią plus zagrożenie metanowe), a potem nie wiadomo, co z tym węglem zrobić. Energetyka nie chce go odbierać, więc liderzy górniczych związków domagają się od polityków, by ci zmusili elektrownie, by węgiel odbierały. I kto za to wszystko płaci? Społeczeństwo płaci. W 2024 r. zarząd PGG domagał się od państwa dotacji wysokości 10 mld zł, ale zadowolić będzie się musiał 5,5 mld zł.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przerost Ziobry nad treścią. Zorganizował w resorcie małą armię

Na bazie funkcjonariuszy Służby Więziennej został stworzony specjalny uzbrojony oddział do ochrony budynków należących do ministerstwa. Roczny koszt utrzymania tego zespołu to 13,5 mln zł.

Juliusz Ćwieluch
01.08.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną