Chiński koń trojański
Chiński koń trojański. Nasze relacje z Pekinem są usiane polami minowymi. Zaraz mogą eksplodować
Prezydent został przyjęty w Chinach wyjątkowo uroczyście. Tytułowano go „starym przyjacielem”, długo rozmawiał z przywódcą Chin Xi Jinpingiem. Otoczenie Andrzeja Dudy uznało to za dowód jego międzynarodowej pozycji, ale sceptycy nie szczędzili uwag, że dał się wykorzystywać w grze, jaką Chińczycy prowadzą z Unią Europejską.
Dziś Chiny szukają na naszym kontynencie sojuszników, o czym świadczyła także niedawna wizyta Xi Jinpinga w Serbii i na Węgrzech. Polska to dobry adres, bo jest największym partnerem w Europie Środkowo-Wschodniej z gigantycznym deficytem handlowym (47,9 mld dol.), a na dodatek niebawem przejmie przewodnictwo w UE.
W sytuacji gdy Komisja Europejska wszczyna kolejne postępowania przeciw Chinom, zarzucając niedozwolone subsydiowanie eksportu do Unii, Duda zaprasza chińskie firmy, obiecując, że mogą u nas liczyć na „szeroki i szczodry” wachlarz instrumentów wsparcia, w tym granty i ulgi podatkowe. „Chińscy inwestorzy są w Polsce mile widziani, a ich inwestycje są i pozostaną bezpieczne. Ręczę za to jako prezydent RP”.
Nic dziwnego, że gospodarze czuli się w obowiązku jakoś się odwdzięczyć. Zgodzili się więc na zniesienie obowiązku wizowego dla polskich turystów podczas 15-dniowych pobytów w Chinach, ale najważniejszym gospodarczym gestem przyjaźni było otwarcie granic dla polskich kurczaków. Polska jest trzecim eksporterem drobiu na świecie, a chiński rynek był dla nas od dawna zamknięty. Formalnym powodem była ptasia grypa (HPAI), zmora hodowców drobiu na całym świecie, także w Chinach. Dlatego prezydent z dumą podkreślał, że uzyskaliśmy od Chin tzw. przywilej regionalizacji. Oznacza to, że wybuchające w fermach ogniska HPAI nie będą powodowały automatycznie kwarantanny całego polskiego eksportu drobiu, ale tylko z regionu, gdzie pojawiła się choroba.