Rynek

Przekop Kaczyńskiego w prokuraturze, ale NIK złowił tylko dwie płotki

Uroczystość wkopania ostatniego słupka geodezyjnego wyznaczającego przebieg Przekopu Mierzei Wiślanej. Na zdjęciu: minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk, prezes PiS Jarosław Kaczyński, poseł PiS z Elbląga Jerzy Wilk. 16 października 2018 r. Uroczystość wkopania ostatniego słupka geodezyjnego wyznaczającego przebieg Przekopu Mierzei Wiślanej. Na zdjęciu: minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk, prezes PiS Jarosław Kaczyński, poseł PiS z Elbląga Jerzy Wilk. 16 października 2018 r. Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl
Z płytkich wód Zalewu Wiślanego NIK wyłowił dwie płotki. O prawdziwym rekinie, czyli Jarosławie Kaczyńskim, rzeczywistym sprawcy całej tej bezsensownej i kosztownej inwestycji, nawet się nie zająknął.

Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się dumie i chwale PiS w dziedzinie gospodarki morskiej, czyli przekopowi Mierzei Wiślanej. W efekcie do prokuratury trafiły dwa zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa i jedno zawiadomienie do rzecznika dyscypliny finansów publicznych w sprawie dokonywania wydatków ze środków publicznych bez upoważnienia. Na celowniku znaleźli się dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni i „minister właściwy do spraw gospodarki morskiej”. Czyli ogólnie rzecz biorąc, z płytkich wód Zalewu Wiślanego NIK wyłowił dwie płotki. O prawdziwym rekinie, czyli Jarosławie Kaczyńskim, rzeczywistym sprawcy całej tej bezsensownej i kosztownej inwestycji, nawet się nie zająknął. Cytując Ujejskiego, chciałoby się zawołać: „rękę karaj, nie ślepy miecz”.

Osobiste ambicje prezesa

„Minister właściwy do spraw gospodarki morskiej w projekcie uchwały w sprawie programu wieloletniego pn. „Budowa drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską nie określił w sposób realny niezbędnego zakresu rzeczowego i finansowego inwestycji. Ponadto, w trakcie prac prowadzonych w 2019 r. i 2020 r. nad nowelizacją uchwały RM z 2016 r. nie informował Rady Ministrów, że wartość inwestycji wzrośnie o ponad 100 proc. i tym samym straciła ona uzasadnienie ekonomiczne” – komentują dokonania ministra Marka Gróbarczyka inspektorzy NIK. Bardzo to głębokie, tyle że przekroczenie zaplanowanego budżetu budowy przekopu było jasne od samego początku, bo pierwotny miliard złotych był chyba wzięty z sufitu. A minister nie informował Rady Ministrów i nie martwił się przekroczeniem budżetu, bo inwestycja miała status szczególny: była realizacją osobistych ambicji prezesa Kaczyńskiego. Więc budżet się nie liczył.

Jarosław Kaczyński na początku lat 90. jako senator województwa elbląskiego (było wówczas takie), przekonany przez ludzi związanych z elbląskim portem, że kanał łączący Elbląg z otwartym morzem zapewni miastu prosperity, obiecał, że doprowadzi do realizacji tej inwestycji. Próbował, gdy był premierem, ale czasu zabrakło, wciąż jednak żył myślą, że tego dokona. Dla podtrzymania ducha odbywało się nawet, bodaj dwukrotne, uroczyste wbijania symbolicznej łopaty w grunt Mierzei. Co uwieczniono w Kątach Rybackich w formie pomnika prezesowskiej łopaty.

Czytaj także: Wielki Deprowincjonalizator. Jarosław Kaczyński, faraon na miarę naszych możliwości

Przekop Kaczyńskiego

Kiedy wreszcie Kaczyński w 2015 r. zdobył pełnię władzy, mógł przystąpić do realizacji swojego pomysłu, który śmiało można nazwać „przekopem Kaczyńskiego”. Inspektorzy NIK są zadania, że przy cenie miliarda złotych inwestycja miała ekonomiczny sens, a przy dwóch już nie ma. Nie miała i przy miliardzie, bo nie ma towarów, które wymagałyby transportu długą i płytka drogą przez Zalew do Elbląga, w sytuacji gdy rozbudowywane są porty głębokowodne w Gdyni i Gdańsku. Port w Elblągu nie ma też infrastruktury, by przejąć znaczące ilości ładunków. W sumie więc wykonano kosztowny kawał solidnej, nikomu niepotrzebnej roboty. Były minister Marek Gróbarczyk i były dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni Wiesław Piotrzkowski będą się teraz tłumaczyć z realizacji marzenia prezesa Kaczyńskiego.

Trochę mi to przypomina historię, którą usłyszałem kiedyś od pewnego znamienitego polskiego prawnika, który reprezentował Polskę w międzynarodowym postepowaniu arbitrażowym. Było to w czasach PRL, kiedy ekonomiczne i prawne realia gospodarki socjalistycznej i kapitalistycznej były tak odmienne, że nawet świat pojęć był nieprzystający. Jak wytłumaczyć prawny charakter uchwał biura politycznego PZPR albo tzw. samoistnej uchwały Rady Ministrów? „Posłużyłem się przykładem Arabii Saudyjskiej, gdzie wola monarchy automatycznie staje się prawem. Więcej pytań zachodni koledzy już nie zadawali” – wyjaśnił prawnik.

I tu jest podobnie: wola ówczesnego monarchy stawała się prawem, wobec którego tak banalne sprawy jak przekroczenie budżetu o miliard złotych było nieistotnym szczegółem.

Czytaj też: W pisowskiej krainie czarów. Problem z CPK i nie tylko. Ile już zapłaciliśmy i co z tym teraz zrobić

Biały słoń Zalewu Wiślanego

Prof. Rydzkowski, specjalista w dziedzinie ekonomiki transportu z Uniwersytetu Gdańskiego, wyliczał, że gdyby port w Elblągu znalazł dla siebie ładunki i dwukrotnie zwiększył przeładunki oraz dwukrotnie podniósł opłaty, to inwestycja w przekop i tak zwracałaby się przez kilkaset lat. Dlatego głośno ostrzegał, przekonując, że będzie to tzw. biały słoń, czyli inwestycja kosztowna w budowie i utrzymaniu o znikomych walorach użytkowych.

Entuzjaści przekopu, by przypodobać się prezesowi wszystkich prezesów, przekonywali też o militarnym znaczeniu inwestycji. A dziś – wiadomo – to argument, który ma zamykać wszystkim usta. Tyle że wojskowi uśmiechali się, bo na Zalew nie wpłynie żadna większa jednostka Marynarki Wojennej, tak tu płytko. Nie byłaby w stanie wykonać na niej nawet żadnego manewru. Więc pływają tylko barki, kutry, jachty. A szlak wodny przez zalew wciąż nie jest do końca pogłębiony, więc do elbląskiego portu jednostki o zanurzeniu 5 m nie mogą dopłynąć.

Powstała więc wielka inwestycja hydrotechniczna o znikomym znaczeniu gospodarczym, ale za to sporych walorach atrakcji turystycznej. Latem mógłby z niej skorzystać Jarosław Kaczyński lubiący wakacje nad morzem. Tyle że on tradycyjnie spędza je w towarzystwie Joachima Brudzińskiego na Pomorzu Zachodnim i jeśli pływa, to po Zatoce Szczecińskiej i jeziorze Dąbie, a nie po Zatoce Wiślanej.

Czytaj także: „Pan bierze Gorzów, ja Zieloną Górę”. Tak ludzie PiS tworzyli układy i zbijali majątek

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną