Zośka pogoniła kaśkę i reginę
Zośka pogoniła kaśkę i reginę. Ceny owoców wystrzelą. Polskiego wina będzie jak na lekarstwo
Majowych przymrozków spodziewamy się każdej wiosny, ale w tym roku zaczęły się wcześniej, już w kwietniu. Trzej ogrodnicy i zimna Zośka dopełnili dzieła zniszczenia. Zwykle wiosenne zimne noce oznaczają temperatury nie niższe jak minus dwa, trzy stopnie Celsjusza, w tym roku spadły do nawet minus dziewięciu. Straty, jakie spowodowały w sadach, są duże, ucierpiały zwłaszcza drzewka owoców pestkowych: czereśnie, morele, wiśnie, śliwki.
Zwykle niskich temperatur w nocy najbardziej bali się plantatorzy truskawek, porzeczek i borówki, dla drzew owocowych groźne do tej pory nie były. Ale zimno, jakie napłynęło na Lubelszczyznę w nocy z 22 na 23 kwietnia, nie było przymrozkiem przygruntowym, mróz szedł falą na wysokości koron drzew. Po sieci krążą zdjęcia kwitnących jabłoni z wiszącymi soplami lodu. Ładne, ale owoców z tego nie będzie.
– Najgorsze było to, że wiosna przyszła w tym roku wyjątkowo wcześnie, w marcu temperatury sięgały 20 st. C, rzepak zakwitł o trzy tygodnie wcześniej, sady też. I kwitły długo, aż nagle pogoda się zmieniła, przyszedł mróz – wyjaśnia dr Tomasz Lipa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, posiadacz dwunastohektarowego sadu. Mróz ściął nie tylko kwiaty, ale także zawiązki owoców, których i tak było mało, bo jest coraz mniej pszczół i owadów zapylających. Z tego powodu dr Lipa powiększy w swoim sadzie liczbę grusz, bo zawiązują owoce bez zapylania. Na podobny pomysł wpadli inni, więc za dwa, trzy lata może nam grozić klęska urodzaju gruszek.
Swoje dołożyła zimna Zośka, ale straty można będzie oszacować dopiero po tzw. opadzie świętojańskim, czyli czerwcowym – kiedy z drzew opadną zawiązki owoców, które wydawały się nieuszkodzone. Porzeczki już się sypią. Zima, jaka nadciągnęła na lubelskie i sandomierskie sady po wczesnej gorącej wiośnie, zniszczyła nie tylko zbiory jabłek, ale też wiśni, porzeczek, malin czy śliwek, których w tym regionie uprawia się najwięcej.