Czarny Ład
Czarny Zielony Ład. Antyunijna prawica, rosyjscy agenci: kto jeszcze wykorzystuje rolników
Na razie już nie blokują miast. Jeszcze w tygodniu przedwyborczym próbowali okupować Ministerstwo Rolnictwa, wybrali się pod domy posłów i europosłów ze zbiornikami gnojowicy i woreczkami z obornikiem. Ostatnim akcentem przed wyborami samorządowymi było żądanie 15 mld zł jako rekompensaty za niskie ceny. Protestujący zapowiadają jednak, że będą wracać na blokady, dopóki Unia Europejska nie zrezygnuje z Zielonego Ładu. – Już niedługo nie będzie wolno posiać marchewki w ogródku – straszy sprzedawczyni na warszawskim bazarze. Nie wyjaśnia dlaczego, ale i tak wiadomo – uprawy polskiej marchewki zabroni Unia, po to narzuca nam Zielony Ład.
Rolnictwa Zielony Ład dotyczy akurat w niewielkim stopniu. Jego głównym celem jest uniezależnienie Unii od paliw kopalnych przez szybszy rozwój zielonej energii, ale też jej bardziej oszczędne zużycie, co ma zahamować emisję gazów cieplarnianych, a więc także ocieplenie klimatu. Plan jest rozpisany do 2050 r.
Branża rolna emituje tylko 9 proc. ogółu gazów cieplarnianych, ale też musi ograniczyć emisje. Unia chce ten cel osiągnąć, wprowadzając do Wspólnej Polityki Rolnej tzw. ekoschematy: zwiększa dopłaty za proekologiczne zachowania, np. odejście od tradycyjnej orki pługiem czy mniejsze zużycie pestycydów. Przeciwko temu rolnicy protestują. Nie podoba im się też zawarta w Zielonym Ładzie troska o zachowanie bioróżnorodności, czyli ugorowanie kawałków gruntów, a także postulat powiększenia obszarów chronionych Natura 2000. Twierdzą, że Zielony Ład wykończy europejskie, a zwłaszcza polskie rolnictwo zagrożone dodatkowo importem produktów rolnych z Ukrainy. Zielony Ład zwiększy koszty produkcji, podczas gdy ceny płodów rolnych na światowych rynkach maleją i już teraz produkcja zbóż jest nieopłacalna.