Rynek

Ciągniki blokują drogi. PiS podgrzewa wieś i chce dymisji własnego komisarza ds. rolnictwa

Rolnicy z okolic Radomia biorą udział w ogólnopolskiej akcji protestacyjnej, 9 lutego 2024 r. Rolnicy z okolic Radomia biorą udział w ogólnopolskiej akcji protestacyjnej, 9 lutego 2024 r. Marcin Kucewicz / Agencja Wyborcza.pl
9 lutego zaczął się strajk rolników, który potrwa miesiąc i ma sparaliżować kraj. Ciągniki zablokowały przejścia graniczne z Ukrainą i wiele dróg dojazdowych. Rolnicy protestują przeciwko nadmiernemu napływowi ukraińskiej żywności i europejskiemu Zielonemu Ładowi.

Nie można było rano wjechać do Torunia, bo ciągniki zatarasowały drogi wjazdowe do miasta. Niektóre szkoły odwołały zajęcia. Zablokowana była droga krajowa nr 8 z Białegostoku do Suwałk, policja organizowała objazdy. Pierwszego dnia protestu w całym kraju doliczono się aż 250 blokad. Blokady będą ruchome, przed wyjazdem poza miasto warto sprawdzić w sieci, czy da się dojechać. Te w Polsce mają potrwać aż miesiąc.

Czytaj także: Sianie burzy. Rolniczy bunt opanowuje kolejne kraje. O co toczy się ta bitwa?

PiS był głuchy i ślepy, gdy rządził

Protesty polskich rolników zaczęły się po zaatakowaniu Ukrainy przez Rosję, bo wtedy Komisja Europejska zniosła kontyngenty na ukraińskie zboże, drób czy jajka. Do Polski, bez żadnych badań fitosanitarnych, wpływać zaczęło tzw. zboże techniczne.

Otwarcie granic miało być formą pomocy UE dla walczącej Ukrainy. Okazało się, że ta pomoc w dużej mierze finansowana jest przez polskich rolników. Polski rząd, wtedy PiS, uparcie starał się problemu nie dostrzegać. Choć powinien zabiegać w Brukseli o to, żeby koszty dzielone były sprawiedliwiej, między wszystkich.

PiS miał takie możliwości – unijnym komisarzem ds. rolnych jest przecież wytypowany przez tę partię Janusz Wojciechowski. Niestety, nie zgłosił żadnego pomysłu. Zostawmy go na chwilę.

Powody protestów rolników

Rolnicy twierdzą, że powodów do protestów mają mnóstwo. Dwa największe to nadmierny import żywności z Ukrainy, stąd blokada punktów granicznych. W tę najbardziej zaangażowani są rolnicy polscy, którzy uważają, że to ich nadmiar ukraińskiej żywności dotyka najbardziej. To nie do końca prawda – portal Businessinsider.pl podaje, że największym importerem ukraińskich płodów rolnych stała się… Rumunia, Polska spadła na czwarte miejsce.

Oczywiście ukraińska żywność nie zostaje w Rumunii, trafia na rynek całej UE, a nawet wypływa z portów naddunajskich dalej. Najwyraźniej jednak to, co dla nas stało się wielkim kłopotem, dla Rumunii okazało się szansą zarobku. Wniosek – blokada przejść granicznych w Polsce nie rozwiąże naszych problemów.

Drugi powód protestów to niebezpieczeństwa, które wiążą się z wprowadzeniem europejskiego Zielonego Ładu, którego celem jest powstrzymanie zmian klimatycznych. Przeciwko niemu protestują rolnicy całej Unii. Boją się go bardziej niż skutków ocieplenia klimatu.

Ocieplenie klimatu zagraża także rolnictwu zwłaszcza na południu Europy, ale walki z nim boją się rolnicy całej UE. Uważają, że zwiększy koszty produkcji i uczyni płody rolne mniej konkurencyjnymi na światowym rynku. Może nawet spowodować, że wiele słabszych gospodarstw wypadnie z rynku. Stąd protesty, które odbywają się w wielu innych krajach UE, nie tylko u nas. Potrwają do 4 czerwca, czyli zakończą się tuż przed wyborami do europarlamentu.

Czytaj także: Rolnicy zablokują „brzuch Paryża”? To chrzest bojowy dla nowego premiera

Zielony Ład i otwarty rynek nie do pogodzenia

Rolnicy mają rację, że nie da się pogodzić Zielonego Ładu z otwarciem unijnych granic dla żywności ukraińskiej. Śrubowania warunków produkcji rolnej i wzrostu jej kosztów dla rolników unijnych, w ogromnym stopniu także polskich, z nieograniczonym napływem zboża, drobiu, jaj czy cukru produkowanych bez przestrzegania unijnych standardów. Ten problem musi i powinna rozwiązać Komisja Europejska.

Tymczasem KE funduje nam następny problem. Będzie nim zawarcie umowy z krajami Ameryki Południowej (Mercosur), w wyniku której na rynek dostaną się wielkie ilości drobiu, wołowiny oraz innej żywności produkowanej niezgodnie z unijnymi standardami. Przy której nawet ta ukraińska wyda się za droga. Unia musi się zdecydować, jaką politykę chce prowadzić i jakie będą jej skutki, nie tylko dla rolnictwa, ale także dla unijnych konsumentów. Co się stanie z jakością europejskiej żywności?

Komisarz Wojciechowski, który powinien zdawać sobie sprawę ze skutków takiej polityki dla europejskiego rolnictwa, milczy. Nie ma nic do powiedzenia. Gorszy nie mógł się Unii trafić.

Wojciechowski pogodził Kaczyńskiego z Kosiniakiem

Kiedy w Polsce władzę miał PiS, udawał, że żadnych problemów rolnicy nie mają. Usiłował spokój na wsi kupić pieniędzmi. Wtedy protesty organizowali duzi rolnicy, m.in. z Oszukanej Wsi, w których nadmiar ukraińskiej żywności uderzał najbardziej. Teraz strajk generalny organizuje „Solidarność” Rolników Indywidualnych, jeszcze przed kilkoma miesiącami mało aktywna. Bo wtedy popierała rząd PiS, a teraz chce wykreować się na obrońcę rolników i podburzyć ich przeciwko nowej władzy.

Politycy PiS, w tym niedawny jeszcze minister rolnictwa Rober Telus, robią wszystko, aby nastroje na wsi podgrzać i udawać, że problemy zaczęły się dopiero po wyborach 15 października. Więc obecny strajk ogłosili przeciwko „bierności polskich władz i deklaracjom współpracy z Komisją Europejską”. Jakie problemy rozwiążą?

Warto w tym kontekście przypomnieć tweet Janusza Wojciechowskiego, komisarza rolnego UE, z 16 grudnia 2021 r. w sprawie Zielonego Ładu, przeciwko któremu teraz „S” RI ogłosiła strajk generalny. „Zielona reforma wspólnej polityki rolnej powstała w Warszawie i nazywała się najpierw programem rolnym PiS. Reforma WPR jest z tym programem w 100 procentach zgodna i bardzo dobra dla polskich rolników” – pisał.

Jedynym sukcesem Janusza Wojciechowskiego jako komisarza ds. rolnych jest to, że jego dymisji domaga się teraz nie tylko Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier obecnego rządu, ale także Jarosław Kaczyński, któremu Wojciechowski stanowisko zawdzięcza.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną