Rynek

Nie otwieramy. Niedziele handlowe pozostaną wyjątkiem, a nie regułą

Zakaz handlu w niedziele nie przyniósł wzmocnienia drobnego polskiego handlu, potentaci przechytrzyli polityków. Zakaz handlu w niedziele nie przyniósł wzmocnienia drobnego polskiego handlu, potentaci przechytrzyli polityków. Włodzimierz Wasyluk / Forum
Zwolennicy zamykania sklepów w niedziele mogą spać spokojnie – koalicja nie potrafi uzgodnić wspólnego stanowiska, a duże sieci na zmiany przesadnie nie nalegają. Mogłyby im się nawet nie opłacać.

To dziedzictwo rządów PiS pozostanie z nami prawdopodobnie na dłużej. Jeszcze niedawno wydawało się, że poluzowanie niedzielnego zakazu pracy w handlu może zablokować swoim wetem tylko prezydent Andrzej Duda. Jednak pierwsze tygodnie nowej koalicji pokazały, jak trudno będzie w ogóle stworzyć projekt zmian i przeprowadzić go przez parlament. O ile Koalicja Obywatelska chętnie cofnęłaby większość ograniczeń, o tyle Trzecia Droga już nie ma spójnego stanowiska, a Lewica z obecnego stanu rzeczy jest nawet zadowolona. Świadczy o tym wypowiedź Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, kierującej resortem rodziny, pracy i polityki społecznej, według której kwestia handlu niedzielnego nie należy do priorytetów rządu, a obecne rozwiązanie okazuje się korzystne zwłaszcza dla kobiet, które przecież dominują za sklepowymi kasami. W zupełnie innym tonie wypowiada się Ryszard Petru (Trzecia Droga), który apeluje o wypracowanie porozumienia w gronie koalicjantów i ostrzega, że wyborcy będą rozliczać polityków z ich przedwyborczych obietnic w tym temacie.

Czytaj także: Polak potrafi, czyli jak handlować w niedzielę

Przywrócenie niedziel handlowych? Niekoniecznie

Tymczasem sami handlowcy są podzieleni tak samo jak politycy. O ile dotąd duże sieci uchodziły za zwolenników otwierania sklepów w niedzielę, o tyle nawet w tym gronie nie ma jednomyślności. Na przykład Marcin Grabara, kierujący polskim oddziałem Rossmanna (największa sieć drogeryjna w naszym kraju), stwierdził w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że do niedziel handlowych jego firma wręcz dokłada. Dla handlowców liberalizacja przepisów oznaczałoby konieczność znalezienia chętnych do pracy w niedziele, a przecież już w ciągu tygodnia zmagają się z ogromnymi brakami kadrowymi. Do tego musieliby zapłacić pracownikom więcej, bo politycy opowiadający się za uwolnieniem niedzielnego handlu zawsze obiecywali, że byłoby to połączone ze wzrostem stawki za pracę w ten dzień (przynajmniej o 100 proc.). Czy niedzielne obroty okazałaby się na tyle duże, by zrekompensować takie koszty? Nie wiadomo, jednak handlowcy sklepy zapewne by i tak otworzyli, aby nie tracić klientów na rzecz konkurencji.

Czytaj także: Co by tu „przeczytać” w niedzielę? Biedronka kpi z przepisów PiS

Sieci handlowe – zadowolone. Centra – przeciwnie

A przecież potentaci na rynku jak Biedronka czy Lidl, dzięki zmasowanym akcjom reklamowym, osiągnęli już swój cel: przekonali konsumentów do robienia większych zakupów w inne dni tygodnia i mimo wprowadzonych przez poprzednią władzę ograniczeń nie zanotowali spadku obrotów na rzecz małych sklepów, otwartych w niedziele. To zapewne dlatego Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, zrzeszająca największe sieci, nie jest w stanie przedstawić spójnego stanowiska. Z kolei Polska Izba Handlu, kojarzona z małymi sklepami, nalega, aby w przepisach niczego nie zmieniać. Zupełnie inna jest perspektywa centrów handlowych, zwłaszcza tych o charakterze outletów. Dla nich weekendy były okresem najwyższych obrotów, a utrata niedzieli jest wyjątkowo bolesna. One zatem najmocniej dzisiaj apelują o poluzowanie przepisów. Zwolennicy i przeciwnicy liberalizacji przerzucają się sondażami – według jednych większość Polek i Polaków wciąż chce niedziel handlowych, a według innych wiele osób pogodziło się z rzeczywistością i przyzwyczaiło do ograniczeń. W takiej sytuacji maleją szanse na wypracowanie kompromisowego rozwiązania – np. otwierania sklepów we wszystkie niedziele, lecz tylko przez kilka godzin albo modelu co drugiej niedzieli handlowej.

Siedem niedziel handlowych w roku

Na razie wiele wskazuje na to, że drobna nowelizacja przepisów przeprowadzona w grudniu ubiegłego roku pozostanie jedyną zmianą – zgodnie z nią wigilia wypadająca w niedzielę jest objęta zakazem pracy w handlu, a w takim przypadku przedświąteczne niedziele handlowe wypadają 10 i 17 grudnia. Łącznie sklepy bez ograniczeń można otwierać w siedem niedziel w roku (koniec stycznia, Niedziela Palmowa, tuż przed majówką, koniec czerwca, koniec sierpnia i dwa razy w grudniu przed Bożym Narodzeniem). Najbliższa niedziela handlowa przypadnie 24 marca, czyli tydzień przed tegoroczną Wielkanocą. Przypomnijmy, że PiS – wprowadzając kontrowersyjne przepisy – miał dwa cele. Pierwszym było utrzymaniu dobrych relacji z „Solidarnością”, która z kolei chciała pochwalić się przed swoimi członkami skutecznością pod hasłem ochrony interesów polskiej rodziny. Ten cel udało się zrealizować. Drugim motywem było osłabienie dużych, w większości zagranicznych kapitałowo sieci handlowych i wzmocnienie drobnego polskiego handlu. Tego celu zrealizować się z pewnością nie udało. Potentaci przechytrzyli polityków i dzisiaj wcale nie zależy im na zmianach. A skoro nawet oni za nimi nie lobbują, to niedziele handlowe pozostaną wyjątkiem, a nie regułą.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama