Kwadratura tira
Kwadratura tira na granicy z Ukrainą. Robi się nerwowo, a najtrudniejsze dopiero przed nami
Polsko-ukraińskie przejście graniczne Dorohusk–Jagodzin, 22. dzień protestu polskich przewoźników. Sznur ciężarówek stojących na poboczu prawego pasa ciągnie się przez 15 km. Za szybami tabliczki z imionami: Yevhenni, Wadim, Sasha, Dmytro – w sumie jakieś 800 pojazdów. To ukraińscy kierowcy, którzy na powrót do kraju czekają już kilkanaście dni. Po ukraińskiej stronie ci, którzy chcą wjechać do Polski, też czekają – blokada jest obustronna. A wygląda tak: trzy tiry bez naczep na poboczu szosy między krajami, na maskach zawieszona plandeka z postulatami. Po drugiej stronie naczepa, która robi za pomieszczenie socjalne – z palnikiem, deską do krojenia, jedzeniem, napojami, papierowymi kubkami i wytartym miejscem do siedzenia. Kobiety z okolicznego koła gospodyń wiejskich czasami przywiozą zupę i ciasto. Tiry tworzą tu ruchomą bramę.
Na zewnątrz minus jeden stopień, żeliwny piec i kilku mężczyzn zacierających dłonie. Najstarszy – Marek – jest po czterdziestce. Na Ukrainę zaczął jeździć 25 lat temu, zjechał ją wzdłuż i wszerz. Później, w 2005 r., ojciec przekazał mu firmę, która wtedy liczyła dwie ciężarówki. Dziś Marek ma 25 pojazdów i 27 pracowników, w tym jednego Ukraińca. – Po wybuchu wojny nie mógł już opuszczać kraju, więc jeździł po Ukrainie, a później zostawiał auto przed granicą, a ja je odbierałem i jechałem w Polskę. Ze trzy razy w tygodniu tak potrafiłem robić – opisuje Marek. Przy piecu jest jeszcze kilku innych, młodszych. – Przez pierwsze dwa tygodnie mało kto się interesował naszym protestem, a dzisiaj telewizje, kamery – mówi Zenon, kierowca.
Na przejściach drogowych z Ukrainą protestują głównie przewoźnicy z Lubelszczyzny i Podkarpacia, ale zdarza się też, że na blokadę jadą z Gdańska czy Szczecina.