Inflacja nieznacznie spadła. Ale PiS z NBP do spółki ucieszyli się za wcześnie
6,5 proc. w skali roku – to najnowsze dane dotyczące inflacji, opublikowane dziś przez Główny Urząd Statystyczny. Mamy zatem niewielki spadek inflacji w porównaniu do października (6,6 proc.). To jednak już koniec długiego okresu tzw. dezinflacji, trwającego od poprzedniej zimy, gdy kolejne miesięczne dane pokazywały, że ceny rosną w coraz wolniejszym tempie. Ekonomiści obawiają się, że w kolejnych miesiącach inflacja już nie tylko bardziej się nie obniży, ale może nawet wzrosnąć. Dlaczego?
Czytaj też: Wrze w NBP. „Panowie dostali nakaz od Kaczyńskiego”
Ceny wciąż rosną
Skończył się efekt taniejących paliw. To ich ceny, za sprawą akcji Orlenu na polityczne zlecenie, spadły znacząco w październiku (słynne 5,99 zł za litr do dnia wyborów), za to wzrosły mocno w listopadzie. W skali miesiąca paliwa podrożały według GUS aż o prawie 9 proc. Przyspieszyło również tempo wzrostu cen żywności – o 0,8 proc. w ciągu zaledwie miesiąca. Do tego już w styczniu czeka nas spory wzrost płacy minimalnej (z 3600 do 4242 zł brutto), co z pewnością wiele firm zmusi do wprowadzenia podwyżek cen produktów, a zwłaszcza usług.
Nie znaczy to oczywiście, że czeka nas powrót inflacji do poziomów sprzed roku (gdy zbliżała się do 20 proc.), ale może na dłużej utrzymywać się w przedziale 6–8 proc. Z analiz samego Narodowego Banku Polskiego wynika, że inflacja na poziomie 2,5 proc. (to oficjalny cel NBP, do którego mamy dążyć) znajdzie się dopiero za... około dwa lata!