Wspólnie dawać i wydawać
Czy transfery socjalne mają sens? O efektach odkrycia perfidnych strategów z PiS
Poziom bogactwa i rozwoju społeczeństwa mierzy się nie tylko wielkością indywidualnych zasobów i dochodów, lecz także dostępnością usług i dóbr publicznych, a więc konsumpcją zbiorową. Nawet najbogatsi będą mieć liche życie w kraju zacofanej infrastruktury, smętnej przestrzeni wspólnej.
Perfidni stratedzy PiS odkryli, że korzystanie ze wspólnych dóbr nie cieszy jednak tak, jak powiększanie indywidualnych dochodów. Okazjonalny przejazd autostradą zbudowaną za miliardy złotych, spacer od czasu do czasu po pięknie utrzymanym parku czy podróż nowoczesnym pociągiem nie dają takiej frajdy, jak 500, 800 czy tym bardziej 1500 zł wkładane regularnie do własnej kieszeni. Dlatego budowniczowie autostrad, mostów, ścieżek rowerowych i oczyszczalni ścieków przegrali w 2015 r. z dobrodziejami obiecującymi, a potem rozdającymi 500+ i trzynaste emerytury. Co więcej, ci drudzy byli za to chwaleni jako spełniający obietnice, a ci pierwsi potępiani jako sknery niedostrzegające potrzeb obywateli.
Mniej krytycznej uwagi poświęcano załamaniu po 2015 r. inwestycji, będących podstawą rozwoju. A tymczasem podsycanie konsumpcji indywidualnej odbywało się nie tylko kosztem zbiorowej, lecz także inwestycji, w tym publicznych. W 2022 r. na transfery socjalne wydano ponad pół biliona złotych (dokładnie 526 mld), gdy stopa inwestycji spadła do najniższego poziomu od prawie 30 lat. To się potocznie nazywa przejadaniem przyszłości. Wspólnej przyszłości.
Preferencje dla konsumpcji indywidualnej kosztem zbiorowej, czyli egoizm i prywata, są w Polsce rozpanoszone od dawna. Lewicowi krytycy transformacji postkomunistycznej twierdzą, że to skutek jej liberalnej formuły, zachęcającej do indywidualnego bogacenia się, bez oglądania się na innych i otoczenie. To nieprawda.