Rynek

8 lat PiS. Gospodarka hamuje, PKB maleje – według rządu nigdy nie było lepiej. Prawda nie leży pośrodku

Piknik PiS, lipiec 2023 r. Piknik PiS, lipiec 2023 r. Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
Premier Morawiecki twierdzi, że już doganiamy niemiecką gospodarkę, co bardzo Niemców denerwuje. Ekonomiści alarmują, że nie tylko przestaliśmy Zachód doganiać, ale odstajemy od niego coraz bardziej. Zachód ma katar, Polsce grozi zapalenie płuc.

W cyklu analiz „8 lat PiS” dziennikarze i publicyści „Polityki” opisują dwie kadencje rządów Prawa i Sprawiedliwości w najważniejszych obszarach życia publicznego. Spis wszystkich odcinków znajdziecie Państwo na końcu tego artykułu.

Od początku tego roku nasza gospodarka hamuje, PKB maleje. Czy to przejściowy kłopot i wkrótce się odbijemy, czy też problemy mogą potrwać dłużej? Czy coś je zapowiada?

Eksport naszą dumą, ale coś się zacięło

Zacznijmy od sukcesów. Powodem do dumy jest nasz eksport, to miara większego otwarcia polskiej gospodarki na świat. W 2015 r. jego wartość wyniosła 204 mld euro, w 2022 już 411 mld euro, mamy światu do zaoferowania coraz więcej. Nie jest to jednak zasługa polskiego rządu, ale działających w kraju firm z kapitałem zagranicznym, których Prawo i Sprawiedliwość nie lubi. Ogromna ich większość zainwestowała w Polsce, gdy stało się pewne, że będziemy członkami Unii Europejskiej, z jej zasadą wolnego przepływu ludzi, kapitału oraz wspólnego prawodawstwa. Rządowi PiS unijne prawo nie odpowiada.

Czytaj także: Tracimy kontrolę, kasą rządzi Kaczyński. Marek Belka o gospodarczych minach po PiS

Coraz częściej pojawiające się opinie, że bez Unii będzie nam lepiej, nie wydają się poparte znajomością realiów. – Aż 70 proc. sprzedawanych za granicę towarów i usług pochodzi wprost od zachodnich spółek córek funkcjonujących w naszym kraju albo od ich polskich poddostawców – przypomina Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. Dużymi eksporterami są też firmy polskie, np. spółdzielnie mleczarskie. Sporo naszego nabiału kupują inne kraje Unii, bo – za unijne pieniądze – polski przemysł mleczarski bardzo się zmodernizował i przygotował ofertę, której wcześniej nie był w stanie zaproponować. Jakby to śmiesznie dziś nie brzmiało, wcześniej mieliśmy tylko ser w papierze, mleko w folii albo w szklanych butelkach. Dziś nasze mleczarnie konkurują nie tylko z przemysłem spożywczym Francji, ale też dalekiej Nowej Zelandii. Zglobalizowały się.

Gdyby nie inwestycje zagraniczne, nie moglibyśmy marzyć o tak dynamicznym rozwoju gospodarki, w latach 2015–22 realny wzrost naszego Produktu Krajowego Brutto wyniósł aż 33 proc. Chwali się tym Mateusz Morawiecki, ale nie mówi, że coś się jednak zacięło, bo w pierwszym półroczu 2023 r. gospodarka przestała się rozwijać, ekonomiści mówią wręcz o recesji. Cała Unia, a zwłaszcza Niemcy, ma kłopoty, ale przecież do tej pory my rozwijaliśmy się w tempie dwa razy szybszym niż oni, a teraz zanosi się, że to nasza gospodarka dłużej może szorować po dnie. Co się dzieje?

Przestajemy być konkurencyjni

Oprócz tego, że kłopoty mają same Niemcy, główny odbiorca naszego eksportu, dają o sobie znać także przyczyny wewnętrzne. – Żeby PKB rósł szybko, potrzeba więcej ludzi do pracy i więcej inwestycji – uważa Marek Rozkrut z EY. W Polsce tymczasem rąk do pracy ubywa, a inwestycje także nie rosną, pod tym względem plasujemy się w unijnym ogonie, razem z Grecją i Bułgarią. Dystans do peletonu szybko się zwiększa, inne kraje już od miesięcy korzystają ze środków unijnych, my KPO nie potrzebujemy. Te pieniądze przeznaczone są na poprawę konkurencyjności gospodarek, nasza się pogarsza. To bariera pierwsza, ale nie ostatnia.

Mateusz Morawiecki zdaje się zapominać, że w swojej Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju zapowiadał, że poziom inwestycji osiągnie co najmniej równowartość 25 proc. PKB, a tymczasem mamy zaledwie 16 proc. To źle wróży zarówno eksportowi, jak i całej gospodarce. Bez inwestycji nie ma co marzyć o większej produktywności Polaków. – Szybki wzrost wydajności następował do 2019 r., w ostatnich latach ostro wyhamował. Na 38 krajów OECD zajmujemy 30. miejsce – przypomina Marek Tatała, wiceprezes Fundacji Wolności Gospodarczej.

Czytaj także: Recesja w Polsce – jest czy jej nie ma? Co wynika z danych GUS

Bez większej wydajności nie ma szans na szybki wzrost zarobków realnych, czyli z towarzyszącą im wyższą siłą nabywczą. Jeśli więc liderzy PiS obiecują, że za kilka lat średnie zarobki w Polsce wyniosą 10 tys. zł, to oznaczać to może tylko szybszy wzrost cen.

Tracimy dotychczasowe przewagi, czyli niskie koszty pracy – dodaje Marek Rozkrut z EY.

Powodem jest nie tylko demografia, powodująca, że więcej seniorów odchodzi na emeryturę, niż młodych wchodzi na rynek pracy. Nasze społeczeństwo starzeje się szybciej, z pracy rezygnuje wcześniej. Partii rządzącej bardziej zależy na utrzymaniu władzy niż rozwoju kraju, więc politykę społeczną dyktują sondaże, a według nich wszyscy Polacy marzą o jak najwcześniejszej emeryturze. W wieku od 55 do 64 lat pracuje zaledwie 56 proc. osób (unijna średnia wynosi 62,3 proc.), ale kobiet zaledwie 44,6 proc. (57,1). Nic nie wskazuje, że miałoby się to zmienić. W Szwecji, której zazdrościmy dobrobytu, w przedziale wiekowym 55–64 pracuje ponad 77 proc. społeczeństwa. PiS nie zrobiło nic, żeby zachęcić do dłuższej aktywności zawodowej, wręcz nią straszy. A Polacy, widząc zapaść publicznej ochrony zdrowia, dłuższej pracy obawiają się coraz bardziej. Więc mamy efekty.

Rząd nie zrobił też nic, aby zachęcić do pracy w Polsce imigrantów, polityki imigracyjnej brak. To kolejna bariera. Ostatnia afera wizowa, pokazująca, że do Polski za łapówkę mogło wjechać nawet 250 tys. osób, tej polityki nie zastąpi.

Czytaj także: Orlen mulikulti pod Płockiem. PiS sprowadził tu tysiące Azjatów, ale woli o tym nie mówić

Co dla zwykłej polskiej rodziny oznacza rodzimy „brak ludzi do pracy”? Zajrzyjmy do danych GUS z 2022 r. Otóż z pracy najemnej żyje tylko 53,9 proc. naszego społeczeństwa, natomiast ze świadczeń społecznych, łącznie z emeryturami, aż 23,1 proc. Na świadczenia i transfery społeczne muszą zarobić pracujący. Więc, jak wynika z tych samych danych, realny dochód rozporządzalny obniżył się w tym czasie o 2,6 proc. Biedniejemy. Mimo że w 2022 r. gospodarka szła ostro do przodu, teraz buksuje.

Czytaj także: Zakupy na zeszyt. Ponoć znikają. Czy Morawiecki ma rację?

Państwo się rozrasta

Rząd PiS w szybkim tempie nacjonalizuje gospodarkę, co stanowi kolejna barierę rozwoju. Państwo nie tylko wykupuje przedsiębiorstwa z rąk prywatnych (PKP Energetyka, wielkie spółki energetyczne, słynna kolejka na Kasprowy i inne), ale też mydli nam oczy. – Z rządowych danych wynika, że państwowych spółek jest tylko 412, ale to informacje nieprawdziwe – zapewnia Marek Tatała. Te dane nie obejmują bowiem wielkich przedsiębiorstw, w których państwo ma mniej niż połowę udziałów, ale mimo to je kontroluje. Władzę nad nimi sprawują politycy partii rządzącej. To głównie wielkie firmy notowane na GPW: Orlen, PGE, Tauron, właściwie cała energetyka.

Powstają kolejne państwowe czebole – Krajowa Grupa Spożywcza, Polski Holding Hotelowy, Polski Holding Nieruchomości. Państwo chce występować nie tylko w roli regulatora, co jest jego obowiązkiem, ale także w roli uczestnika rynku. I tu już jest kłopot, bo regulacje prawne służą wtedy firmom państwowym, niszcząc prywatne. Oprócz regulacji są też chwyty poniżej pasa. Kiedy państwo ogłosiło lockdown w czasie pandemii, wszystkie prywatne hotele straciły źródło zarobku. Ale państwowym pomogło państwo, czyli politycy – zakwaterowano w nich personel medyczny, ściągany do pracy w szpitalach tymczasowych.

Do tej pory nie ma publicznie dostępnych analiz, do jakich przedsiębiorstw trafiła pomoc Polskiego Funduszu Rozwoju, są powody, by uważać, że właśnie głównie do państwowych. Rząd PiS bez skrępowania rozprowadził nawet 10 mld zł z Funduszu Reprywatyzacji na wsparcie państwowych Polskich Promów, Polskiego Holdingu Hotelowego, PGE, Gaz-System czy Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Dla operujących na rynku firm prywatnych oznacza to nieuczciwą konkurencję, a w konsekwencji – wypadnięcie z niego.

PiS nie tylko upaństwowił całe branże, ale je także praktycznie zmonopolizował, kontrolowane przez państwo firmy rządzą na całym rynku. Co z tego wynika dla całej gospodarki i wszystkich konsumentów? Nie tylko to, że np. Orlen dyktuje ceny na całym rynku i w ten sposób manipuluje nastrojami społeczeństwa. Wykańcza też mniejszych konkurentów. To tylko część zła, jakie wyrządza. Wiele inwestycji państwowych molochów nie służy gospodarce, tylko interesom partii rządzącej. Jak zakup gazet regionalnych przez Orlen, jak finansowanie mediów rządowych nie tylko przez dotacje państwa, ale także reklamy spółek skarbu państwa itd. Zwasalizowany Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie reaguje. Rząd, który wspiera mniej efektywne firmy państwowe kosztem ich prywatnych konkurentów, działa na szkodę całej gospodarki. Efekty będą coraz bardziej widoczne.

Taniego prądu nie będzie

Konkurencyjność polskiej gospodarki pogarsza też brak taniej energii, to odbije się na eksporcie, a już teraz także na domowych budżetach Polaków. Nic nie stało na przeszkodzie, by w Polsce dynamicznie rozwijały się rozproszone OZE (odnawialne źródła energii), inwestować w nie chciało wiele firm prywatnych, a także coraz szersze grono prosumentów. Ale rozwój OZE oznaczałby coraz większe dostawy prądu tańszego od tego, który sprzedają nam państwowe molochy. Więc państwo, chroniąc ich interesy, ten rozwój zahamowało.

Ustawa wiatrakowa to tylko jeden przykład, państwo zabroniło budowy wiatraków w promieniu mniejszym niż 1 tys. m, a teraz zmniejszyło go niewiele. Uchwaliło regulację uderzającą w biznes prywatny i konsumentów. Monopol i wysokie ceny państwowych dostawców energii chroni też państwowa firma, która nie inwestuje w rozwój przyłączy. Dzięki temu monopoliści śpią spokojnie, bo prosumenci i firmy prywatne bez przyłączy prądu na większą skalę produkować nie będą. Więc mamy i mieć będziemy coraz droższą energię. Co odbije się na możliwości wzrostu gospodarczego. To wina rządu.

8 lat rządów PiS: Energetyczny stan przedzawałowy, drogo i ciemno. Sypiemy się

Bariery się mnożą, koniec wznoszącej fali

Gospodarka jest jak transatlantyk, zmienia kurs powoli. Kiedy przed 8 laty władzę objęło Prawo i Sprawiedliwość, nasza była na fali wznoszącej. Rząd psuł ją systematycznie, teraz widzimy efekty. Hamujących rozwój barier przybywa. Niekorzystnej demografii nie zapobiegła właściwa polityka społeczna ani polityka migracyjna. To pierwsza bariera. Drugą i trzecią są chaos prawny, któremu towarzyszy niepowstrzymany rozrost państwa. Kolejna to powrót do państwowych monopoli. Prywatne firmy wypadają z rynku, ponieważ prawo służy państwowym molochom. Dobił je Polski Ład, a Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów pozwala na niszczenie konkurencji, bariery się mnożą. Jaka firma prywatna odważy się w tych warunkach inwestować?

Prof. Paweł Wojciechowski, minister finansów w rządzie PiS, LPR i Samoobrony, mówi krótko: – Tracimy szanse rozwojowe, przestaliśmy gonić Europę. A propaganda PiS, finansowana z publicznych pieniędzy, twierdzi, że tak dobrze jeszcze nam nie było. Prawda nie leży pośrodku.

Czytaj także: Umrzemy, zanim się dorobimy. Polska jest w stanie głębokiej depresji

Sprostowanie

Nieprawdziwa jest sugestia zawarta w artykule opublikowanym w serwisie www.polityka.pl, jakoby zakwaterowanie personelu medycznego w czasie lockdownu odbywało się wyłącznie w hotelach Polskiego Holdingu Hotelowego (PHH) w celu zapewnienia im przychodów. Medycy byli kwaterowani także w hotelach prywatnych. Na początku lockdownu PHH udostępniał hotele medykom pro bono. PHH utworzył także fundację Hotele dla Medyków by zbierać oraz dystrybuować środki na finansowanie pobytów medyków w hotelach prywatnych.

Polski Holding Hotelowy sp. z o.o.
ul. Komitetu Obrony Robotników 39G, 02-148 Warszawa

Artykuł został zmodyfikowany poprzez publikację sprostowania 16 stycznia 2024 r.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wakacje młodych Polaków: na pokaz, byle się klikało. Wszyscy wrócą tak samo zmęczeni

Co robi młodzież w wakacje? Dawniej odpoczywała, a dziś szuka atrakcji albo... pracy. Mało kto zrobi sobie wolne od social mediów. A wszyscy wrócą jednakowo zmęczeni. Bo dziś już nawet nicnierobienie nie jest takie samo jak kiedyś.

Zbigniew Borek
26.06.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną