Posłowie Dariusz Joński i Michał Szczerba nie mają wątpliwości: stołeczne lotnisko jest przekazywane do majątku spółki budującej Centralny Port Komunikacyjny nieprzypadkowo. Gdy tylko ruszy CPK, port Chopina zostanie zamknięty, a jego grunty, warte nawet 10 mld zł, sprzedane. Powołują się przy tym na dokumenty rządowe. PiS w kampanii straszy wyprzedażą państwowych przedsiębiorstw (tego przecież dotyczy jedno z pytań referendalnych), ale sam nie ma problemów z wyprzedażą majątku takich przedsiębiorstw. Pokazał to przykład Lotosu, rozparcelowanego między Orlen, Saudyjczyków i Węgrów.
Wszyscy doskonale wiedzą
Marcin Horała, odpowiedzialny w rządzie za budowę CPK, zapewnia, że chociaż nowa spółka rzeczywiście przejmie lotnisko Chopina, to jego gruntów na pewno nie sprzeda. Przy okazji obiecuje, że stołeczny port wcale nie zostanie zamknięty dla pasażerów po uruchomieniu CPK. Ma ponoć działać jeszcze przynajmniej przez kilka lat. To już kolejny raz, gdy PiS, w obawie przed niezadowoleniem pasażerów z Warszawy, nie chce przyznać się do tego, o czym wszyscy wiedzą doskonale. Cały sens istnienia CPK polega na przeniesieniu do niego natychmiast wszystkich połączeń z portu Chopina. W przeciwnym razie część linii będzie wolała pozostać na tym lotnisku blisko centrum stolicy, co byłoby wygodne dla ich pasażerów, ale katastrofalne dla gigantycznego nowego terminala koło Baranowa.
Jan Dziadul: CPK w szczerym polu, a już zarabia. Kolejny cud nad Wisłą!
Łakomy kąsek dla deweloperów. I PiS
Lotnisko Chopina nie ma szans na współistnienie z CPK nie z powodów biznesowych (na pewno poradziłoby sobie jak port Linate w Mediolanie czy London City Airport), ale politycznych. W scenariuszu PiS zatem nie tylko można, ale wręcz trzeba znaleźć kupców przynajmniej na część gruntów po stołecznym porcie. Będzie to łakomy kąsek, zwłaszcza dla deweloperów, którzy nieustannie szukają w stolicy działek pod nowe bloki. Co więcej, ten, kto będzie wówczas rządził Polską, znajdzie się w wyjątkowo korzystnej sytuacji. To on bowiem, a nie władze Warszawy, zdecyduje o dalszych losach sporej części jej powierzchni. Idealny scenariusz dla PiS, które przecież na odzyskanie stołecznego ratusza realistycznych szans nie ma.
Czytaj także: „Wyprzedaż”, czyli jak PiS wykorzystał w referendum gramatykę
Nie sprzedadzą? A co zrobią?
Tymczasem po raz kolejny w kampanii wyborczej (poprzednio przed wyborami samorządowymi 2018 r.) politycy PiS nie przyznają się do oczywistych planów zamknięcia portu potocznie zwanego Okęcie. Teraz zresztą idą o krok dalej: obiecują, że gruntów po nim nigdy nikomu nie sprzedadzą. To cóż niby mają z nimi zrobić? Stworzyć nową dzielnicę rządową na peryferiach? Postawić dziesięć muzeów? A może zbudować tysiące tanich lokali w ramach Mieszkania Plus? Szkoda tylko, że ten program właśnie zlikwidowali, bo polegli w starciu z rzeczywistością. Wciąż jednak wierzą, że w budowie lotnisk okażą się skuteczniejsi niż w budowie mieszkań.
Czytaj także: CPK, czyli klękajcie narody. Projekt na skrzydłach fantazji i megalomanii