Dobre, bo tanie
Hasło „dobre, bo polskie” już świata nie przekona. Przydałaby się normalna polityka rolna
Politycy PiS chwalą się, że polski rząd, wprowadzając szlaban na wjazd artykułów spożywczych, „wywrócił stolik” (unijny). Wraz z krajami, które się do nas przyłączyły, uzyskaliśmy bowiem zgodę KE, aby ukraińska pszenica, kukurydza, rzepak i ziarna słonecznika mogły przejeżdżać przez Polskę, Słowację, Węgry, Bułgarię i Rumunię tylko tranzytem. Ale Unia ograniczyła też zasięg wprowadzanego histerycznie embarga.
Ogłoszony 15 kwietnia zakaz sprowadzania ukraińskiej żywności do Polski dotyczył m.in. zbóż, cukru, warzyw, owoców, wieprzowiny, drobiu, jaj, produktów mleczarskich. Został wprowadzony bez analiz, w kogo uderzy i jakie naprawdę skutki spowoduje. Powodem były protesty rolników, wściekłych, że nie mogą sprzedać swojego zboża, ponieważ ich dotychczasowi polscy odbiorcy obkupili się tańszym zbożem ukraińskim.
Polska wprowadziła totalny zakaz importu żywności z Ukrainy akurat wtedy, gdy cztery kontenery z beczkami ukraińskiego miodu firmy Marka Szewczyka dotarły do polskiej granicy w Hrebennem. – Miód był przeznaczony dla klienta z USA, fracht wykupiłem z portu w Gdańsku, bałem się, że statek odpłynie. Trzy kontenery musiały na granicy czekać do czwartku, dopiero wtedy mogły przejechać przez Polskę tranzytem do portu, konwojowane na sygnale przez funkcjonariuszy Krajowej Administracji Skarbowej – opowiadał Szewczyk 25 kwietnia. Przedsiębiorca nie rozumiał zakazu, ponieważ o zalaniu polskiego rynku miodem nie było mowy. Nasze firmy przepakowywały miód i sprzedawały go nie tylko u nas, ale także w Niemczech oraz innych krajach UE. Dziś Szewczyk cieszy się, że nie zostaniemy wypchnięci z rynku i nie zastąpią nas importerzy z innych krajów, gdyż od 2 maja szlaban na miód już nie obowiązuje.
W polskich mleczarniach zakaz importu wywołał przerażenie, w ukraińskich złość.