Coraz lżejszy koszyk
Inflacyjny Koszyk „Polityki”. Po latach znów go obliczamy: co zdrożało i o ile
Nasz pierwszy koszyk w tygodniku pojawił się w grudniu 1983 r. tuż po stanie wojennym. Był bardziej opisem ówczesnej rzeczywistości niż faktycznej siły nabywczej polskich zarobków. Podaliśmy w nim oficjalne, czyli przeważnie urzędowe, ceny 42 towarów i usług i porównaliśmy je z cenami sprzed roku, obliczając, czy za średnie zarobki możemy ich kupić mniej czy więcej. Tak jak robi to każdy Polak, udając się na zakupy. W owym czasie ceny w sklepach wcale jednak nie były najważniejsze, liczyła się „dostępność”, a więc realne ceny, za jakie dany towar można było kupić na bazarze. Ta rubryka czytana była najbardziej uważnie.
Weźmy cukier – wtedy był na kartki, w 1983 r. kosztował 42 zł, rok później już 52 zł, w sklepie poza reglamentacją był nie do kupienia. Za to na bazarze kosztował 150 zł. Mięso, jako towar kluczowy politycznie, musiało być tanie, więc sprzedawano je na kartki, które i tak coraz trudniej było wykupić, bo towaru w sklepach nie było.
W koszyku nie mogło zabraknąć papieru toaletowego, po 8 zł rolka, chociaż w sklepie nie do dostania. W rubryce „dostępność” stwierdzaliśmy krótko: „meteor”, w uwagach: można dostać w punkcie skupu makulatury; na bazarze po 30 zł. Tak wyglądała nasza ówczesna rzeczywistość. Do wolnego rynku, czyli pełnych półek, ale też cen zbliżonych do bazarowych, zbliżaliśmy się mozolnie.
W nową rzeczywistość ekonomiczną Polska wkroczyła 1 sierpnia 1989 r., wraz z urynkowieniem cen żywności. Ceny oszalały, płace próbowały za nimi nadążać, zaczęła się hiperinflacja. Wolny rynek poznawaliśmy od strony pełnych półek i pustych portfeli. Z Koszyka POLITYKI zniknęła rubryka „dostępność”, zaczęliśmy liczyć siłę nabywczą zarobków. Czyli patrzyliśmy, ile za średnią pensję „na rękę” możemy kupić cukru, ile benzyny itp.