Bo sankcje są teoretycznie szczelne, a w rzeczywistości dziurawe jak ser szwajcarski. Nie trzeba daleko szukać: premier Mateusz Morawiecki już dawno złożył zapewnienie, że Polska kończy z importem rosyjskiej ropy, ale prezes Orlenu Daniel Obajtek kończyć nie zamierza. Ostatnio co prawda, podpisując umowę na import przez PGNiG (dziś w Grupie Orlen) amerykańskiego gazu LNG, grzmiał, że zrywamy z uzależnieniem od Rosji i Orlen nowej umowy na dostawy z Rosnieftem nie zawrze. Ale nic nie wspomniał o aktualnej umowie z Tatnieftem. Ona nadal obowiązuje i część ropy Orlen w 2023 r. nadal będzie kupował z Rosji, płacąc dużo mniej niż za tę z Arabii Saudyjskiej.
Czytaj także: Tajny raport o stanie gospodarki Rosji. „Cofniemy się o pokolenie”
Embargo na ropę? Nie dla Orbána i spółki
Ale jakim cudem będzie to możliwe, skoro w grudniu weszło unijne embargo na ropę? Załatwił to sojusznik Putina: premier Węgier Viktor Orbán. Kraje mające utrudniony dostęp do innych szlaków zaopatrzeniowych i korzystające z ropy dostarczanej rurociągiem Przyjaźń mogą nadal importować rosyjską ropę. Węgrzy teoretycznie są kryci, bo nie mają dostępu do morza. Wprawdzie dość prosto mogliby się podłączyć do ropociągu Adria z Chorwacji, z którego notabene korzystają już Czechy i Słowacja. Jednak stosunki chorwacko-węgierskie są dziś napięte, zaś rosyjsko-węgierskie ciepłe, więc Orbán wolał powalczyć o wyłączenie Przyjaźni z pakietu, niż dogadywać z Chorwatami.