Ukraina nie gaśnie
Rosja bombarduje, ale Ukraina nie gaśnie. Jakim cudem uniknęła blackoutu?
Najważniejszy jest harmonogram. Każdy mieszkaniec Ukrainy musi dziś wiedzieć, kiedy w jego domu planowo zgaśnie światło. Wszystko zgodnie z grafikiem ustalonym przez oblenergo, czyli lokalnego operatora sieci dystrybucyjnych. Energii elektrycznej brakuje coraz bardziej, więc Ukrenergo, czyli operator systemu energetycznego Ukrainy, dzieli deficyt między poszczególne regiony i oblenergo. Kiedy jedni cieszą się światłem, korzystają z urządzeń elektrycznych, ładują baterie telefonów, inni muszą czekać na swoją kolej.
Oczywiście każdy musi być przygotowany, że przy kolejnym ataku na infrastrukturę energetyczną światło zgaśnie, nie zważając na grafik. Potem ekipy techniczne ruszą w teren naprawiać poszarpaną sieć, więc znów trzeba się spodziewać wyłączeń związanych z prowadzonymi pracami. Sieć, która każdego dnia ma inny układ, jest prowizorycznie łatana, pracuje niestabilnie. Odbiorcy muszą być przygotowani na następne awaryjne wyłączenia, jeśli okaże się, że dochodzi do przeciążeń i niektóre linie trzeba odłączyć.
Wojna październikowa
Dla ukraińskiej energetyki wojna zaczęła się 7 października. Wtedy na elektrownie, elektrociepłownie i infrastrukturę przesyłową zaczęły spadać pierwsze drony kamikadze i pociski manewrujące. Armii udaje się zestrzeliwać sporą ich część, ale te, które się przedrą, sieją zniszczenie. Ostatnio spadają też rakiety balistyczne, przed którymi trudno się bronić. Rosjanie nie ukrywali, że zamierzają zniszczyć ukraińską elektroenergetykę przed sezonem zimowym, bo liczą, że ciemność i zimno skłonią przeciwnika do ustępstw.
Pierwszy ogień skierowali na infrastrukturę przesyłową – stacje rozdzielcze, transformatory, linie wysokich napięć. Ukraińcy twierdzą, że ataki prowadzi wojsko, ale cele wyznaczają spece od energetyki.