Komisja Europejska regularnie pozywa Polskę przed Trybunałem Sprawiedliwości UE za nierespektowanie traktatów i dyrektyw. Czasem jesteśmy pozywani solo, czasem w większej grupie. TSUE już wielokrotnie wydawał wyroki w sprawach przeciwko Polsce. Wyroki, których coraz częściej Polska nie wykonuje, narażając się na kolejne działania unijnego wymiaru sprawiedliwości. Teraz nadszedł czas rewanżu: rząd złożył do TSUE skargę na rozporządzenie o dobrowolnej redukcji zużycia gazu o 15 proc. Powód? Rozporządzenie dotyczące redukcji konsumpcji gazu UE przyjęła w trakcie pisemnej procedury większością kwalifikowaną. Polska była oczywiście przeciwko, o czym już minister Moskwa mówiła w Brukseli. Ale kiedy przyszło do korespondencyjnego głosowania, nie mogliśmy rozwinąć naszych argumentów. Dlatego teraz rząd postanowił zakwestionować legalność rozporządzenia z uzasadnieniem, że powinno być ono przyjęte jednomyślnie przez wszystkie kraje, a nie kwalifikowaną większością. W domyśle zaś: nie zostać przyjęte, no bo my jesteśmy przeciw.
Czytaj także: Noga z gazu! Europa szykuje się na kryzys. Wspólny rynek iskrzy
15 proc. redukcji osiągniemy, choć jesteśmy przeciw
Redukcja zużycia gazu w UE była jedną z pierwszych decyzji zapowiedzianych przez przewodniczącą Ursulę von der Leyen w reakcji na rosyjską agresję w Ukrainie. UE była skrajnie uzależniona od rosyjskiego gazu, więc naturalnym odruchem solidarności z Ukraińcami było jak najszybsze ograniczenie importu paliw i surowców energetycznych z Rosji. Temu właśnie miało służyć rozporządzenie o DOBROWOLNEJ redukcji zużycia gazu. W rozporządzeniu ustalono, że w okresie od 1 sierpnia 2022 r. do 31 marca 2023 r. państwa członkowskie zredukują swoje zapotrzebowanie na gaz o 15 proc. w porównaniu ze średnim zużyciem w ciągu ostatnich pięciu lat, stosując w tym celu wybrane przez siebie środki. Polska z jakichś niepojętych względów uważa, że nikt jej nie może narzucać, co ma ograniczać, a co nie. To my możemy uczyć Europę, jak sankcjonować Rosję. Przecież umowy gazowe wypowiedzieliśmy kilka lat temu, odmówiliśmy Gazpromowi rozliczeń w rublach, węgiel przestaliśmy importować już w kwietniu, gdy reszta Europy w połowie sierpnia. No i mamy Baltic Pipe oraz gazoport, więc możemy sobie nierosyjski gaz sprowadzać i zużywać do woli. Nie Brukseli zakichany interes, co importujemy i ile zużywamy. A co importujemy i ile zużywamy? Nie bardzo wiadomo, co i skąd sprowadzamy, bo sprawa wypełnienia Baltic Pipe pozostaje zagadką. Ale ile zużywamy, wiadomo. Dużo mniej niż wcześniej. I nie dlatego, że stosujemy się do rozporządzenia, ale dlatego, że gaz jest piekielnie drogi i nie wszystkich na niego stać. Zwłaszcza przemysłu i energetyki, które zredukowały zużycie nawet o 20 proc. W sumie więc te 15 proc. redukcji osiągniemy, choć jesteśmy przeciw.
Czytaj także: Ręczne sterowanie zamiast polityki klimatycznej. Źle na tym wyjdziemy
Solidarna Polska bardziej pisowska niż sam Kaczyński
Ale dlaczego jesteśmy przeciw? Tu zaczyna się dość zagmatwana logika obecnej władzy. Bo skargę do TSUE składa polski rząd, ale reprezentowany nie przez ministra klimatu i środowiska, który odpowiada za politykę energetyczną, ale przez… No zgadnijcie, przez kogo. Tak, oczywiście, przez ministra sprawiedliwości. To Zbigniew Ziobro i jego ludzie dostrzegli rażące złamanie unijnego prawa i zamierzają to udowodnić przed swoim ulubionym trybunałem. Bo „UE próbuje – wykorzystując kryzys energetyczny – przejąć w pełni kompetencje w zakresie kształtowania miksu energetycznego” – tłumaczył wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. Konia z rzędem temu, kto przeniknie głębię myśli ministra Kalety. Nikt nikomu w UE nie narzuca miksu energetycznego, bo każdy kraj ma inne uwarunkowania i inne możliwości. Unia natomiast narzuca kierunek dekarbonizacji energetyki i na to wszyscy się zgodzili. No może poza Solidarną Polską. Dlatego politycy tego ugrupowania postanowili udowodnić, że są bardziej pisowscy niż sam Kaczyński, i wystąpili przeciw polityce eliminacji rosyjskiego gazu z UE. Chodzi kolejny raz o pokazanie, że Morawiecki, który zaakceptował plan Fit for 55, jest miękiszonem.
Tyle że efekt tego będzie mizerny, bo sprawa trafi na wokandę nieprędko. „Nie ma terminu, w którym sprawa musi zostać rozpoznana. Na tak wczesnym etapie procedury trudno przewidzieć, jak się ona potoczy” – przekazały PAP służby prasowe TSUE. Wyjaśniono też, że „jeśli inne państwa członkowskie będą chciały wziąć w niej udział w charakterze interwenienta, może to przyczynić się do spowolnienia procedury”.
Czytaj także: Milion euro kary dzień w dzień. PiS chciałby to zatrzymać