Wyborcy PiS widzą to samo, co elektorat opozycji – że za 500 plus można dziś kupić o wiele mniej niż przed dwoma laty za 360 zł, że w oczach topnieje też wartość trzynastej, a dla najuboższych seniorów czternastej emerytury. Zresztą przy świadczeniu powyżej 3,5 tys. zł brutto dodatkowa czternastka już się właściwie nie należy. Transfery gotówki nie rekompensują błyskawicznej utraty siły nabywczej ich pieniędzy, ale ciągle pozwalają seniorom wierzyć, że ta władza pochyla się nad nimi z troską.
I że jak wybory wygra opozycja, to tej troski nie doświadczą, więc niech już nadal będzie PiS, żeby nie było jeszcze gorzej. Takimi ludźmi bardzo łatwo manipulować.
Czytaj także: Miała być tańsza jesień, ale inflacja pnie się bezlitośnie
Żywność coraz droższa i coraz gorsza
Gorzej jednak, niestety, będzie. Jeśli od żniw ubiegłorocznych do tegorocznych ceny podstawowych płodów rolnych, takich jak pszenica, żyto czy rzepak, nie mówiąc o mięsie, wzrosły dwukrotnie, to mało prawdopodobne, że żywność w ciągu roku zdrożała „tylko” o ponad 20 proc., jak wylicza GUS. Po prostu zarówno producenci, jak i handel uciekają się do chwytów, które mają nas zdezorientować, żebyśmy się nie połapali, że drożeje aż w takim tempie. W kiełbasie jest jeszcze mniej mięsa, a w parówkach najczęściej wcale go nie ma. Zastępuje je coś, co w peerelu nazywano „mięsną odkostnioną masą”. W mięsie czy maśle jest jeszcze więcej wody, w pieczywie coraz więcej powietrza, a zwykle mimo to ważą mniej.
Ekonomiści nie pozostawiają złudzeń – drożyzna panoszy się coraz bardziej. Rozlewa po całej gospodarce, a szczytu inflacji ciągle nie widać. W opowiadania premiera Mateusza Morawieckiego czy prezesa Narodowego Banku Polskiego, że to wina Putina, już mało kto wierzy, wśród niewierzących coraz więcej jest także wyborców Prawa i Sprawiedliwości. A jednak się łudzą, że wkrótce może nie będzie lepiej, ale tempo pogarszania się spowolni. Ceny na pewno nie spadną, ale może wreszcie zaczną rosnąć wolniej?
Czytaj także: Pojechaliśmy do gmin, w których wygrywa PiS. „Drożyzna jest okropna, ale Tusk gorszy”
PiS udaje, że daje. Wyborcy wolą się łudzić
Dlatego ta partia doskonali swoją socjotechnikę, żeby ich w tym przekonaniu utwierdzić. Wyławia ze społeczeństwa grupy, którym udaje, że przychodzi z pomocą, łagodzi im skutki inflacji. Udaje, bo wprawdzie wręcza coraz więcej gotówki, ale ci sami ludzie widzą, że do koszyka za te rosnące sumy pieniędzy włożyć mogą coraz mniej mimo gorszych receptur i oszukanej zawartości. Trzynastka razem z czternastką nie sprawiają, że węgla na zimę można kupić więcej, bo deficyt tegoż węgla w połączeniu z darowaną przez rząd gotówką spowodował, że jego cena wzrosła. Jeśli porównać, ile można go było kupić w czasach, kiedy dodatkowych emerytur nie było, a ile obecnie, to wychodzi na to, że jednak lepiej było wtedy. Żołądki też nie dają się oszukać nadmuchanym chlebem z masłem, w którym jest więcej wody. Nie mówiąc o kotlecie, który na gorącej patelni kurczy się błyskawicznie, gdy wypłynie z niego woda.
Ludzie to wszystko widzą. Dlaczego więc poparcie dla PiS spada wolniej, niż topnieje siła nabywcza naszych pieniędzy? Bo wielu ciągle wierzy, że po zmianie władzy może być jeszcze gorzej, przecież wojna Rosji z Ukrainą tak szybko się nie skończy. Im może być gorzej – tym wybranym przez obecną władzę, do których kieruje ona coraz hojniejsze pakiety gotówkowe. Emerytom miejskim, wiejskim i mundurowym, których w sumie jest już ponad 9 mln. Więc żeby nawet inflacja nie miała się zatrzymać na 30 proc., PiS będzie im dosypywał nadal. Byle tylko wygrać wybory, po nich choćby potop.
Wyborcze zwycięstwo kosztem młodych i pracujących
Czyim kosztem? Kosztem osób pracujących, zwłaszcza młodych. Już teraz widać, że średnia płaca – mimo wielkiej presji płacowej – rośnie wolniej niż inflacja. A przecież poziom średniej płacy to marzenie większości społeczeństwa, która zarabia mniej. Najmniej zarabiają młodzi, dopiero wchodzący na rynek pracy, oraz pracownicy małych firm rodzimych. To im drożyzna doskwiera najbardziej, bo to oni największą część swoich niskich dochodów muszą przeznaczać na żywność. Żywność, która według GUS zdrożała o ponad 20 proc., a ich zarobki coraz bardziej pozostają w tyle.
Rosnąca inflacja odcięła od marzenia o własnym mieszkaniu także lepiej zarabiające rodziny wykształconych specjalistów. Mimo wyższych zarobków dla banków stali się kredytowo niewiarygodni. Rosnące stopy procentowe 70 proc. potencjalnych kredytobiorców hipotecznych pozbawiły zdolności kredytowej. Nie będą narzekać na rosnące raty kredytów, bo żaden bank już nie pożyczy im pieniędzy. Niech się cieszą, mieszkając kątem u rodziców, że nie uderzą ich po kieszeni błyskawicznie rosnące koszty utrzymania mieszkania.
Dla PiS młodzi, wykształceni z wielkich miast się nie liczą, bo coraz rzadziej na tę partię głosują. Więc im pokazuje, kto w tym kraju ma władzę i jaki potrafi robić z niej użytek.
Czytaj także: Inflacja, skąpflacja, skurczflacja. Chałupnicze metody łagodzenia drożyzny
Podatek inflacyjny zbiera żniwo
Podatek inflacyjny pożera z trudem oszczędzane na godną starość pieniądze tych, którzy przez ostatnie 30 lat ciężko na nie pracowali. Ta grupa także jest bardzo krytyczna wobec nieodpowiedzialnej polityki PiS, więc władza zaciera ręce, że tracą. O to chodzi, żeby tracili, to przecież beneficjenci transformacji, III RP.
W dobrze rządzonym kraju społeczeństwo, gdy uznaje, że najzamożniejsi łożą zbyt mało do wspólnej kasy, głosuje za wyższą progresją podatkową. Nasza władza obłudnie głosi, że podatki obniża, a podatek inflacyjny zbiera coraz większe żniwo. Na ślepo, od bogatych, ale także od biednych.
Chęć ratowania spadających mimo wszystko sondaży odebrała PiS zdolność rządzenia krajem. Jeśli transfery społeczne i świadczenia dla coraz liczniejszych grup osób niepracujących rosną szybciej niż zarobki osób pracujących, to tak naprawdę pieniądze jednych i drugich są coraz mniej warte. Inflacja stała się narzędziem służącym utrzymaniu władzy. Więc tylko udają, że próbują ją opanować.
Czytaj także: Uwaga, plaga! Polacy z biedy zaczęli kraść na potęgę