Netto to już trzeci największy gracz wśród sieci dyskontowych działających w naszym kraju. Duńczycy urośli zwłaszcza po przejęciu większości sklepów Tesco. Planują dalszą ekspansję, ale także ich muszą przerażać szybko rosnące rachunki za energię elektryczną. Netto poinformowało właśnie, że część sklepów będzie otwarta o godzinę krócej niż dotąd. Sieć nie jest zresztą osamotniona w swojej decyzji. Do godz. 22, a nie do 23, czynne będą placówki niemieckiego Kauflandu. Na razie liderzy rynku – Lidl i Biedronka – nie podjęli decyzji o skróceniu czasu pracy. Jednak zwłaszcza Biedronka ma wiele punktów, szczególnie w dużych miastach, otwartych do godz. 23, a czasem nawet dłużej. Pole do oszczędności jest zatem spore. Na to liczą związkowcy, którzy do dawna apelują o wcześniejsze zamykanie sklepów wieczorami, by pracownicy nie musieli wracać do domu nocą. Bardzo wysokie ceny prądu przychodzą im właśnie w sukurs.
Ciepełko w centrach handlowych
Jeszcze poważniejsze problemy mają centra handlowe, które przygotowują się nawet na czasowe wyłączenia prądu. Już teraz deklarują, że zmniejszą natężenie oświetlenia czy zrezygnują z części świątecznych dekoracji. O ile kryzys energetyczny słusznie nas niepokoi, o tyle akurat może pomóc w bardziej racjonalnym używaniu naszych zasobów. Do tej pory standardem w wielu galeriach handlowych było na przykład utrzymywanie wysokiej temperatury w okresie zimowym. Często tak wysokiej, że zaraz po wejściu do takich obiektów trzeba było po prostu zdjąć kurtkę. Centra handlowe w ten sposób sygnalizowały klientom: czujcie się jak w domu, rozgośćcie się, spędzajcie u nas jak najwięcej czasu, zapomnijcie o brzydkiej pogodzie na zewnątrz. Konieczność oszczędzania prądu może mieć efekt podobny jak pandemia – galerie handlowe będziemy traktować po prostu jak miejsce do zrobienia konkretnych zakupów, a nie przesiadywania czy spacerowania. Zresztą z korzyścią dla własnego zdrowia.
Za duże sklepy i hipermarkety
Nie tylko galerie, ale też duże sklepy, zwłaszcza hipermarkety, muszą walczyć z dotąd rozpowszechnionym na wielką skalę marnotrawstwem energii. Symbolem tego zjawiska było chociażby stosowanie ogromnych, otwartych chłodziarek, pozbawionych drzwi. Bardzo wygodnych dla klientów, ale zużywających dużo więcej prądu niż potrzeba. Należy jasno powiedzieć, że sektor handlowy dotąd nie zwracał wielkiej uwagi na koszty związane z energią. Chodziło przede wszystkim o to, żeby klientowi było wygodnie, ciepło zimą, chłodno latem, a absurdalnie mocne oświetlenie miało sprawić, że dostrzeże on bez problemu wszystkie produkty, które ma kupić. Trzeba było dopiero energetycznego szoku w postaci horrendalnych cen prądu czy gazu, aby zacząć zmieniać dotychczasowe zwyczaje. Przed nami zapewne nie tylko skracanie czasu pracy placówek, ale też konieczność przeprojektowania wielu sklepów czy centrów handlowych. Są one nierzadko po prostu za duże, aby można było w nich racjonalnie gospodarować energią. Co kiedyś miało zachwycać klientów, dzisiaj staje się symbolem zwykłego marnotrawstwa.
Czytaj także: Hipermarket, gatunek ginący. Carrefour Polska sprzedany
Koniec wodotrysków. Cel: racjonalne gospodarowanie energią
Sektor handlowy podkreśla, że należy do kluczowych dziedzin gospodarki. Żąda dla siebie gwarancji dostaw prądu, wskazując – zresztą słusznie – na fatalne skutki ewentualnych przerw w dostępie do energii elektrycznej. Ciemne sklepy z wyłączonymi lodówkami nie tylko oznaczałyby marnotrawstwo żywności, ale miałyby też fatalny wpływ na nastroje społeczne. Nie chcemy przecież siania paniki wśród klientów. Jednak centra handlowe i duże sieci wiedzą, że muszą też same zadbać o swoje bezpieczeństwo. Stąd fala inwestycji np. w panele fotowoltaiczne montowane na dachach sklepów czy galerii. Nawet jeśli najostrzejsza faza kryzysu energetycznego minie, to powrotu do dawnych cen prądu czy gazu z pewnością nie będzie. Kluczową zasadą musi być racjonalne gospodarowanie energią. Oczekują tego zresztą sami klienci, którzy coraz krytyczniej będą odnosić się do wszelkich przejawów marnotrawstwa prądu. Choćby dlatego, że musi ono prowadzić do jeszcze szybszych podwyżek. Do sklepów chodzimy przede wszystkim po to, by zaspokoić nasze potrzeby. Zamiast zatem opowiadać o tzw. doświadczeniach zakupowych, handel musi wrócić do podstaw. I szukać wszelkich możliwości obniżania kosztów. Czas wodotrysków minął.
Czytaj także: Państwowa Żabka? Kaczyński idzie na zakupy