Tego mało kto się spodziewał. Ekonomiści zakładali podwyżkę stóp o 25 lub 50 pkt, tymczasem Rada pozostawiła je bez zmian. Oznacza to, że stopa referencyjna wynosi nadal 6,75 proc. Co cieszy kredytobiorców, niekoniecznie jest dobrą wiadomością dla nas wszystkich. Bo przecież podstawowego swojego celu Rada nie osiągnęła. Ceny rosną najszybciej od ćwierć wieku. I trudno za wszystko obwiniać drogą energię.
Czytaj też: W pogoni za inflacją. Czekają nas nawet dwa razy większe raty?
Stopy w miejscu. Co dalej? Dwa scenariusze
Możliwe scenariusze są dwa. Jeden to zakończenie tego cyklu podwyżek stóp, trwającego od września ubiegłego roku, i dłuższa przerwa w oczekiwaniu na kolejne dane o inflacji. Tak zrobili np. Czesi, którzy mają inflację i stopy na zbliżonym do nas poziomie. Tyle tylko, że czeska waluta jest dużo silniejsza od złotego. Scenariusz drugi to po chwilowym oddechu kolejne podwyżki stóp, które w Polsce są znacznie niższe niż np. na Węgrzech. Tam z kolei rekordy słabości bije forint.
Co przemawia za dalszym podnoszeniem stóp? Przede wszystkim nieustannie rosnąca inflacja, która wbrew prognozom NBP nie tylko nie spada jesienią, ale nawet nie może się ustabilizować. Im większa jest różnica między inflacją a stopami, tym bardziej osłabia się złoty. Ta różnica przekroczyła niedawno aż 10 pkt proc. A im gorszy kurs złotego wobec euro i dolara, tym droższe towary importowane (nie tylko surowce) i tym szybciej rosną ceny.
Poza tym stopy powinny być podnoszone z powodu polityki prowadzonej przez rząd Mateusza Morawieckiego, który nieustannie zwiększa wydatki. Zamiast ograniczyć wzrost cen energii dla przedsiębiorców, przekazuje kolejne pieniądze wybranym grupom obywateli, jak dodatek węglowy czy wakacje kredytowe. A im więcej pieniędzy na rynku, tym – oczywiście – wyższa inflacja.
Czytaj też: „Oni podnoszą stopy procentowe, nam opadają ręce”
Sposób, w który nikt już nie wierzy
A dlaczego podwyżki stóp powinny, przynajmniej czasowo, zostać powstrzymane? Przede wszystkim z powodu zapaści na rynku kredytów mieszkaniowych. Powoduje ona opóźnianie inwestycji przez deweloperów, co już wkrótce może doprowadzić do szybkiego wzrostu cen nieruchomości. A do tego nie pomaga w rozwiązaniu najbardziej palącego problemu, jakim jest eksplozja stawek najmu.
Ten problem należałoby jednak rozwiązać w inny sposób – poprzez zakrojony na szeroką skalę, rządowo-samorządowy program budowy mieszkań na wynajem. Jednak po klęsce Mieszkania Plus chyba nikt nie wierzy, że rządzący są w stanie podołać takiemu wyzwaniu.
Czytaj też: Jesteśmy coraz biedniejsi, PiS gasi pożar benzyną