Rabuś przyszedł po pieniądze
Rabuś przyszedł po pieniądze. Inni też walczą z inflacją. Nie mamy ich atutów
„Inflacja jest pełna przemocy jak bandyta, przerażająca jak uzbrojony rabuś i śmiertelnie niebezpieczna jak płatny morderca” – tak powiedział w 1978 r. walczący o prezydenturę ówczesny gubernator Kalifornii Ronald Reagan. Akurat dla jego politycznej kariery drożyzna w Stanach Zjednoczonych okazała się prawdziwym błogosławieństwem. Była jednym z głównych powodów spadających notowań prezydenta Jimmy’ego Cartera, który w 1979 r. na pomoc wezwał Paula Volckera, mianując go szefem Systemu Rezerwy Federalnej (Fed), amerykańskiego odpowiednika banku centralnego. Volcker z inflacją sięgającą w 1980 r. prawie 14 proc. rzeczywiście się rozprawił, ale ogromnym kosztem. Pod jego kierownictwem Fed zaczął mocno podnosić stopy procentowe, co doprowadziło do recesji i wzrostu bezrobocia. Był to jeden z głównych powodów sromotnej klęski Cartera w starciu z Reaganem pod koniec 1980 r.
Dziś inflacja znów wywołuje ogromne emocje i to nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Tam ceny rosną w tempie 8,5 proc. rocznie, najszybszym od 40 lat, a zatem właśnie od chwili, gdy z poprzednią falą drożyzny walczył Paul Volcker. W Wielkiej Brytanii stopa inflacji przekroczyła już 10 proc., bijąc również czterdziestoletni rekord. W Niemczech ceny w ciągu ostatniego roku zwiększyły się o 7,5 proc. To z kolei najgorszy wynik od niemal pół wieku, a zatem od wielkiego szoku naftowego.
Główny winowajca
U nas inflacja jest znacznie wyższa, bo sięga już niemal 16 proc., choć to największa drożyzna „tylko” od 25 lat. Jak wynika z sondaży prowadzonych przez Ipsos w 27 krajach na świecie (wśród nich też w Polsce), problem wzrostu cen jest dziś najpoważniejszym zmartwieniem dla ankietowanych. Średnio 37 proc. z nich wymienia inflację wśród trzech najważniejszych aktualnie problemów.