Rynek

Uber ma kłopoty. Wielkie śledztwo obnaża nielegalne metody firmy

Uber Files to pierwsze tak wielkie śledztwo dziennikarskie dotyczące działań lobbingowych tej korporacji z sektora technologicznego. Uber Files to pierwsze tak wielkie śledztwo dziennikarskie dotyczące działań lobbingowych tej korporacji z sektora technologicznego. charlesdeluvio / Unsplash
Bliska przyjaźń prezesa Ubera z Emmanuelem Macronem, łamanie unijnych przepisów, utrudnianie pracy organom ścigania – to tylko niektóre metody firmy, ujawnione właśnie przez Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarstwa Śledczego.

„Przypominam. Nasza relacja z NK jest ściśle poufna i nie powinna być omawiania poza tą grupą. Jej reputacja i przez to również nasza zdolność do negocjacji konkretnych rozwiązań w Holandii i innych miejscach mogłaby zostać osłabiona nawet przez swobodne żarty zarówno w biurze, jak i poza nim” – mail tej treści, ujawniony przez BBC Panorama, wysłano ze skrzynki pracowniczej jednego z dyrektorów Ubera 22 kwietnia 2015 r.

„NK” to Neelie Kroes, znana holenderska polityczka, dwukrotnie zasiadająca w Komisji Europejskiej. W latach 2010–14 była nawet jej współprzewodniczącą i komisarzem ds. agendy cyfrowej. W tej kadencji zasłynęła polityką twardej ręki wobec cyfrowych potentatów, nałożyła m.in. rekordową, wynoszącą ponad 1 mld euro karę na firmę Intel, łamiącą praktyki antymonopolowe i zasady konkurencji.

Neelie Kroes. Kurierka Ubera?

Ze stanowiska odeszła z końcem 2014 r. Zgodnie z przepisami obowiązywał ją 18-miesięczny zakaz konkurencji – nie mogła podejmować współpracy z firmami z sektora, którym zajmowała się w KE. Jak wynika z opublikowanych przez kilkadziesiąt redakcji na świecie dokumentów, Kroes te przepisy w otwarty sposób łamała. Z ofertą pracy zgłosił się do niej Uber, gigant w branży usług transportowych w Europie. Kroes złożyła oficjalną prośbę o anulowanie zakazu konkurencji, którą odrzucono. Mimo to nieformalnie współpracowała z Uberem przez cały ten czas.

Dokumenty z tzw. Uber Files wskazują, że była komisarz mocno angażowała się w lobbingową pomoc dla korporacji. To istotne, bo Uber miał w Holandii spore kłopoty. W październiku 2014 r. aresztowano kilku kierowców pracujących przez aplikację, a w grudniu jeden z sędziów w Hadze uznał usługę UberPop (przejazdy realizowane przez nielicencjonowanych kierowców) za niezgodną z prawem. W maju 2015 r. do biur firmy w Amsterdamie weszła policja. Wszystko rozbijało się o kwestie regulacyjne, zapisy dotyczące bezpieczeństwa i praw pracowniczych.

W tym czasie Kroes pisała maile do członków holenderskiego rządu i namawiała ich, by odpuścili Uberowi. Szefowi służby cywilnej miała to wręcz nakazać, w kontaktach z nim używała sformułowań graniczących z groźbami. Kroes odpowiadała też za zbudowanie relacji Ubera z premierem Markiem Ruttem. Odgrywała rolę kuriera pomiędzy korporacją i kancelarią szefa rządu, przekazując informacje z pominięciem oficjalnych kanałów komunikacyjnych.

Uber vs. Macron, Biden i Scholz

W kontekście „Uber Files” pada też nazwisko prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który wszedł w relacje z firmą jeszcze jako minister finansów w październiku 2014 r. Spotykał się wtedy z lobbystami firmy, ale też z jej prezesem Travisem Kalanickiem. Pracownicy Ubera byli przekonani, że aspirujący polityk zapewni im swobodę działalności na jednym z największych europejskich rynków.

Nie mylili się, Macron od początku chciał pomóc. Jego zdaniem UberPop jako model biznesowy nie miał zbyt wielkich szans, ale sama korporacja rokowała. Dlatego z ust ówczesnego ministra finansów padła obietnica zreformowania francuskiego prawa tak, by Uber mógł rozwijać tam swoje usługi. Jak się okazało, był to dopiero początek intensywnej relacji. Znajomość Macrona i Kalanicka – do czasu usunięcia go ze stanowiska w 2017 r. – cechowała spora zażyłość. Mówili do siebie po imieniu, spotykali się prywatnie w czasie międzynarodowych konferencji, takich jak szczyt w Davos.

Macron nie był jedynym politykiem najwyższego szczebla, do którego Uber próbował dotrzeć różnymi kanałami. Lista ujawniona przez Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarstwa Śledczego jest długa. Joe Biden, jeszcze jako wiceprezydent USA w administracji Obamy, podpadł Kalanickowi, bo spóźniał się na spotkania. Ówczesnego burmistrza Hamburga, dziś kanclerza Niemiec Olafa Scholza Kalanick nazwał „komediantem”, bo chciał zmusić jego firmę do wprowadzenia płacy minimalnej dla kierowców. Podobał mu się z kolei George Osbourne, kanclerz skarbu Wielkiej Brytanii, znany z otwartości na współpracę z korporacjami i nieprzejrzystych relacji z sektorem finansowym. W nim szef Ubera widział „silnego sojusznika”.

Dolina Krzemowa i (nie)uczciwa konkurencja

Śledztwo, zainicjowane przez brytyjski dziennik „Guardian”, oparte na 124 tys. dokumentów, w tym 84 tys. maili, to kolejny globalny projekt ujawniający nielegalne działania transnarodowych korporacji. W analizie materiału uczestniczyło 180 dziennikarzy z 29 redakcji (z Polski była to „Gazeta Wyborcza”), a wątki dotyczą lobbowania na wszystkich kontynentach, od Waszyngtonu po Sydney i od Moskwy po Pretorię, odsłaniając olbrzymią machinę, na którą Uber przeznaczał 90 mln dol. rocznie.

Firma stworzyła prócz tego technologię „wyłącznika awaryjnego” – systemu, który miał blokować dostęp do danych wrażliwych na jej serwerach, gdy do biur wchodziła policja lub pojawiały się nakazy przeszukiwania. Użyto go co najmniej trzy razy we francuskim oddziale, po razie na Węgrzech, w Rumunii, Kanadzie, Belgii, Indiach. Uber szczególnie mocno chronił kierowców. Nie chciał też ujawnić, ilu ich zatrudnia, uważając, że to zahamuje rozwój spółki.

Śledztwo pokazuje jasny kierunek działania międzynarodowej społeczności dziennikarskiej, ale też potrzebę zajęcia się nowymi technologiami jako zagrożeniem dla demokracji. O napięciach między gigantami z Doliny Krzemowej a urzędami regulacyjnymi mówi się od dawna. „Uber Files” ujawnia, jakimi narzędziami w tym konflikcie posługuje się sektor prywatny. I dowodzi, że z uczciwą konkurencją nie ma to nic wspólnego.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kulisy wielkiej afery w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. W kinach tego nie pokażą

Miało być jak u Pana Boga za piecem, ale przyszedł komornik – oto kulisy batalii w środowisku polskich filmowców o wpływy, pieniądze i zdjęcie z fotela prezesa Jacka Bromskiego.

Violetta Krasnowska
03.07.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną