Do 2 czerwca Krajowy Plan Odbudowy był „tajny”. Z jego zawartością nie mógł się zapoznać nawet Jan Olbrycht, który w Parlamencie Europejskim jest szefem komisji monitorującej realizację planów narodowych. Komisja odsyłała pytających do własnego rządu, rząd na pytania opozycji nie odpowiadał. Więc o tym, że na naszej drodze do pieniędzy leży ponad 200 kamieni milowych (warunków, bez których spełnienia Unia nie odblokuje finansowych środków), europoseł dowiedział się także 2 czerwca, z angielskiej wersji KPO, bo polskiej ciągle nie pokazano. Przy okazji okazało się, że kilka ważnych terminów już minęło, a z wieloma innymi może być podobnie. Większość kamieni milowych mogliśmy przejść już dawno, uchwalając stosowne ustawy. PiS ma jednak z nimi problem. Dla określenia tej sytuacji aż chciałoby się przywołać stwierdzenie Bartłomieja Sienkiewicza, mocno za czasów PO eksploatowane przez PiS, „…kamieni kupa”, dosadnie ilustrujące nieudolność państwa.
Pierwszym maruderem jest Mateusz Morawiecki, wielu projektów nie przygotowała bowiem Kancelaria Premiera. W brukselskiej nowomowie premier jest ich gospodarzem, czyli ponosi odpowiedzialność za uchwalenie. Gospodarzem, który niewiele może. Nie od niego zależy usunięcie przeszkody największej, czyli kilku kamieni związanych z praworządnością. To warunek pierwszy. Premier nie jest w stanie nie tylko zlikwidować Izby Dyscyplinarnej SN, nie może nawet usunąć z drogi małego kamyczka, czyli wprowadzić zmian w regulaminach Sejmu, Senatu oraz Rady Ministrów.
Bruksela nas zmusiła
Zmiany w regulaminie, do których rząd sam się zobowiązał, a Komisja je zaakceptowała, bo wydają się oczywiste, można było wprowadzić od ręki. Mają gwarantować, że w procesie stanowienia prawa uwzględniane będą konsultacje społeczne oraz dokładnie wyliczone skutki wprowadzanych regulacji.