Polska niezbrojna
Polska niezbrojna. Ani czołgów, ani dronów, ani porządnych rakiet
Polska wpadła w szał zakupów obronnych, bo nagle wszystkie latami odkładane plany stały się bardzo pilne. Gdziekolwiek spojrzeć, nowoczesnego sprzętu jest za mało, więc armia do tej pory nie pozbyła się uzbrojenia z czasów Układu Warszawskiego.
Wsparcie dla walczącej Ukrainy przyspiesza pożegnanie z radziecką techniką, ale to oznacza wielkie wydatki na nowy sprzęt. Jeśli, jak zapowiada PiS, armia miałaby być 300-tysięczna, zakupy trzeba robić na skalę niespotykaną w Europie. Żeby w tym pędzie ku modernizacji nie rozbić głowy, warto, by uzbrojenie było dobre i w miarę niedrogie, ale również, by w jak największym stopniu było krajowej produkcji i polskiej konstrukcji.
Polski przemysł obronny nie jest w stanie zbudować najbardziej zaawansowanych technicznie systemów, nie ma wystarczających mocy produkcyjnych. Ale budżet obronny, który niedługo przekroczy 100 mld zł i wzmożony popyt na broń, napędzają zbrojeniowy biznes. Czy zbrojeniówka tę szansę wykorzysta?
Za państwowy przemysł obronny odpowiada niemal w całości Polska Grupa Zbrojeniowa. To konglomerat 60 spółek i spółeczek, które występują pod jedną marką, ale są luźno ze sobą powiązane. Pionowe zarządzanie i spójna strategia to nadal plany, a nie rzeczywistość. Każda z firm grupy ma swój zarząd i radę nadzorczą, jedne spółki są właścicielami drugich, a wszystko to podlega Skarbowi Państwa reprezentowanemu przez resort aktywów państwowych Jacka Sasina, a nie MON Mariusza Błaszczaka.
Kasa na celowniku
Struktura grupy to w większości dziedzictwo Centralnego Okręgu Przemysłowego, chluby II Rzeczpospolitej, i inwestycji PRL. W III RP nie powstał żaden państwowy zakład zbrojeniowy! Prywatyzacja połknęła najatrakcyjniejsze kąski, fabryki samolotów, śmigłowców i silników lotniczych, które wytwarzają polski PKB i zatrudniają polskich pracowników, ale sprzedają pod marką Leonardo, Airbus, Lockheed Martin czy Pratt&Whitney.