Nie bronią tych, co żywią
Taniej żywności już nie będzie. Jak zatrzymać szalony wzrost cen?
JOANNA SOLSKA: – Tania żywność się skończyła, w ostatnim roku jej ceny wzrosły aż o 12,7 proc. i dopiero się rozpędzają. W kwietniu były o 4,2 wyższe niż w marcu. Szczytu nie widać.
ARTUR BALAZS: – Agresja Rosji na Ukrainę spowodowała załamanie światowego rynku zbóż, a w konsekwencji rynku całej żywności. Kiedy zaczyna brakować zboża, drożeje wszystko: najpierw mąka i pieczywo, potem pasze, a na końcu także mięso, mleko i nabiał. To załamanie nie ma precedensu, ponieważ Ukraina oraz Rosja były największymi eksporterami pszenicy i kukurydzy, miały 30 proc. udziału w handlu światowym. Zaczął się kryzys globalny.
Henryk Kowalczyk, wicepremier, ale też minister rolnictwa, stwierdził, że Polska jest samowystarczalna żywnościowo. Możemy się nie martwić.
Tylko w ciągu ostatniego roku ceny kurczaków wzrosły o prawie 40 proc., mimo że nowoczesne polskie fermy są drugim eksporterem drobiu na świecie. Brojlery potrzebują jednak paszy z kukurydzy, której brakuje, więc mięso drożeje błyskawicznie. Wieprzowina w marcu była droższa o 49 proc. niż w lutym, mleko o prawie 30 proc. Polsce grozi destabilizacja żywnościowa, a przecież jest nas teraz o 2–3 mln osób więcej, bo doszli uchodźcy. I wszyscy chcemy jeść, podobnie jak mieszkańcy krajów Afryki Północnej, którym dostęp do chleba blokuje już wysoka cena. A zanosi się, że na zboża z Ukrainy nie możemy liczyć przez co najmniej dwa sezony.
Czyli po żniwach żywność nadal będzie coraz droższa?
Ziarno ze zbiorów ubiegłorocznych, nawet jeśli jest w ukraińskich elewatorach, to nie może zostać przewiezione na Zachód. Statki z Odessy i Mikołajewa nad Morzem Czarnym nie wypływają, a ukraińskie koleje nie są w stanie przewieźć go lądem. Tegoroczne zbiory też zapowiadają się gorzej.