Zima będzie bardzo droga. Skąd teraz weźmiemy gaz, skoro Rosja zakręciła nam kurek?
27 kwietnia blisko godz. 8 rano Rosja odcięła dopływ gazu do Polski, informując, że to efekt odmowy przejścia na ruble w rozliczeniach między firmami gazowymi PGNiG i Gazpromem. To zapewne koniec naszych relacji gazowych, które trwały od 1945 r. Kolejne polskie rządy na przestrzeni ostatnich 20 lat przygotowywały się na ten moment, dywersyfikując szlaki dostaw surowca do kraju.
Działania Kremla pokazują, że była to mądra i dalekowzroczna polityka. Dziś Polska zużywa ok. 21 mld m sześc. gazu rocznie, z czego 9 mld pochodziło do tej pory z Rosji. Krajowe wydobycie w skali roku wynosi ok. 4 mld m sześc., ale szanse na jego skokowe zwiększenie są zerowe. Dlatego jedyną możliwością zastąpienia rosyjskiego surowca jest import z innych kierunków. Tylko w tym roku musimy znaleźć ok. 5,6 mld m sześc. dodatkowego gazu. Oto skąd możemy go ściągnąć.
Czytaj też: Putin marzy o petrorublu. Dlaczego to nie wypali?
Terminale LNG – blisko 4 mld m sześc.
Brakujący surowiec najszybciej możemy sprowadzić do terminalu LNG w Świnoujściu. Uruchomiona w 2015 r. instalacja to nasz najważniejszy gwarant bezpieczeństwa energetycznego – jego roczna przepustowość wzrosła ostatnio z 5 do 6,2 mld m sześc. W zeszłym roku przez Świnoujście ściągnęliśmy 3,8 mld m sześc. gazu, co teoretycznie daje nam możliwości podciągnięcia dodatkowych 2,4 mld w tym roku. Do tego należy doliczyć moce terminalu LNG w Kłajpedzie – 1 maja ruszy bowiem polsko-litewski interkontektor GIPL, który umożliwi nam ściągnięcie dodatkowych 1,5 mld m sześc. przez Litwę. Razem ze Świnoujściem powinno nam to dać blisko 4 mld m sześc. gazu w skali roku, czyli niemal połowę tego, co importowaliśmy z Rosji.
Czy na rynku będzie tyle LNG? Raczej tak. PGNiG ma bowiem trzy długoterminowe kontrakty na odbiór LNG z katarskim Qatargas (2,7 mld m sześc. rocznie do 2034), amerykańskim Cheniere Energy (1,95 mld m sześc. rocznie do 2042) oraz Venture Global (7,4 mld m sześc. rocznie do 2043). Pierwsze dwie umowy zakładają odbiór surowca w terminalu w Świnoujściu, a trzeci w amerykańskich terminalach Calcasie Pass (2 mld m sześc.) i Plaquemines (5,4 mld m sześc.), co oznacza, że PGNiG będzie musiał sam zorganizować transport surowca do Polski lub na inny rynek. Calcasie Pass jest w fazie rozruchu i osiągnie pełną moc do końca 2022, a Plaquemines dopiero się buduje i będzie gotowy do 2024.
Od przyszłego roku PGNiG będzie mógł sprowadzić do Polski w ramach już podpisanych kontraktów długoterminowych 6,6 mld m sześc. LNG, a od 2024 – 12 mld m sześc. Przepustowość terminalu w Świnoujściu wynosi obecnie 6,2 mld m sześc., a po planowanych inwestycjach wzrośnie do 8,3 mld od 2024. Doliczając do tego siły Kłajpedy, za dwa lata będziemy mogli ściągać morzem niemal 10 mld m sześc. gazu, o 1 mld więcej, niż importowaliśmy z Rosji. To jednak nie koniec. Rząd chce przyspieszyć zakup pływającego terminalu LNG do Gdańska, co da dodatkowe 6 mld m sześc. od 2026 r.
Czytaj też: Gazociąg jamalski. Pusta rura, martwa umowa
Baltic Pipe – blisko 3,5 mld m sześc.
Pod koniec września albo na początku października zacznie działać gazociąg Baltic Pipe – dziecko Piotra Naimskiego (PiS), rządowego pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Rura ma mieć docelową przepustowość 10 mld m sześc. i otworzyć nam możliwość importu norweskiego gazu z Morza Północnego. Jednak ze względu na opóźnienia w budowie magistrali w Danii w tym roku do Polski popłynie jedynie ok. 0,6 mld m sześc. Gazociąg osiągnie pełną moc w 2023, ale wyzwaniem będzie jego wypełnienie. Baltic Pipe jest bowiem podłączony do rurociągu Europipe II (24 mld m sześc.), transportującego norweski gaz do Niemiec, które intensywnie szukają alternatyw dla surowca z Rosji.
PGNiG zarezerwował 8 mld m sześc. na Baltic Pipe, ale na razie wiemy, że będzie w stanie wtłoczyć do rury ok. 2,5 mld – tyle średnio ma wynieść wydobycie spółki na szelfie norweskim – z perspektywą wzrostu do 4 mld m sześc. jeszcze w tej dekadzie. Co z resztą przepustowości? Dodatkowy 1 mld m sześc. rocznie PGNiG pozyska od 2023 z duńskiego złoża Tyra na Morzu Północnym (w ramach kontraktu z Ørstedem), a o resztę będzie musiał rywalizować z europejską konkurencją. Wygra ten, kto zapłaci więcej. Reasumując – do Polski w 2023 r. powinno dotrzeć minimum 3,5 mld m sześc. gazu.
Czytaj też: Pożegnanie z Nord Stream 2. Spółka bankrutuje
Interkonektory – ok. 4 mld m sześc.
Gaz możemy ściągać również od sąsiadów – zwłaszcza Niemiec, z którymi mamy najbardziej rozbudowane interkonektory w Lasowie (1,5 mld m sześc. przepustowości rocznie) oraz rewers na gazociągu jamalskim w Mallnow (2,5 mld m sześc.). Problem w tym, że to wciąż głównie rosyjski gaz płynący do Niemiec przez Nord Stream 1. Opcja ta nie wydaje się zbyt atrakcyjna, ale w ostateczności może zostać wykorzystana. Jeśli Rosjanie zakręcą kurek na Nord Stream 1, wówczas możliwość wykorzystania połączeń z Niemcami zostanie znacząco ograniczona.
Czytaj też: Ukraiński gambit. Niemcy zmienią politykę wobec Rosji i Ukrainy?
Magazyny – 2,4 mld m sześc.
Krajowe magazyny gazu to ostatnia linia obrony, którą można uruchomić najszybciej w sytuacji zagrożenia dostaw surowca. Aktualnie (stan na 28 kwietnia) są one zapełnione w blisko 76 proc. – dla porównania rok temu dokładnie o tej samej porze było to tylko 39 proc. Ta różnica wynika z przezorności – po 24 lutego, czyli po wybuchu wojny w Ukrainie, zaczęliśmy szybko wtłaczać gaz pod ziemię, aby przygotować się na nieoczekiwane ruchy ze strony Moskwy. Opłaciło się. Dość przypomnieć, że europejskie magazyny święcą pustkami i są wypełnione obecnie tylko w 30 proc., a niemieckie – tylko w 25 proc.
Teoretycznie gdyby odciąć wszystkie inne źródła dostaw gazu do Polski, taka rezerwa wystarczyłaby nam nawet na dwa miesiące zużycia, biorąc za punkt odniesienia średnią konsumpcję na poziomie ok. 5 mln m sześc. dziennie (w czasie mrozów zużycie dochodzi do 80 mln m sześc. na dobę). Warto jednak pamiętać, że magazyn magazynowi nierówny. Tempo wypompowywania gazu zależy od formacji geologicznej, w jakiej się znajduje. Znacznie efektywniejsze od starych pokładów gazu i ropy są kawerny solne, których mamy niewiele – tylko w Mogilnie i Kosakowie (łącznie ok. 0,8 mld m sześc. pojemności). Stare złoża w trakcie sezonu można opróżniać tylko raz.
Czytaj też: Zmiana polityki wobec Rosji Putina. Berlin nie nadąża
Kolejna zima będzie bardzo droga
Polska poradzi sobie więc bez rosyjskiego gazu i nie będzie musiała wprowadzać ograniczeń w dostawach surowca dla krajowych odbiorców. Ale wzrost cen jest pewny – najwięcej dopłaci biznes, a zwłaszcza małe i średnie firmy, które nie mają siły negocjacyjnej, by targować się o rabaty, tak jak robi to wielki przemysł. Drożejący gaz uderzy w sektor chemiczny, podbijając ceny nawozów, a w dalszej kolejności żywności, co będzie napędzać spiralę inflacyjną.
W lepszej sytuacji będą chronione taryfami gospodarstwa domowe, ale te zużywające gaz do ogrzewania również będą musiały przygotować się na radykalny wzrost rachunków. Uwolnienie się od rosyjskiego gazu nie będzie bezbolesne, ale koszty te warto ponieść, by odciąć się ostatecznie od zbrodniczego reżimu Władimira Putina.
Czytaj też: Kuracja odwykowa. Jak się uwolnić od rosyjskiej energii?