Ma przed sobą tylko jedno zadanie – kolejne zmiany podatkowe nie mogą się okazać taką kompromitacją jak Polski Ład. Cała reszta już nie zależy od niej.
Czytaj także: Gubimy się w bezładzie. Morawiecki powinien odpowiedzieć za podatkowy chaos
Premier Mateusz Morawiecki, wysuwając kandydaturę Rzeczkowskiej, najwyraźniej liczył na to, że ona wie, do kogo się zwrócić z prośbą o sporządzenie stosownych symulacji czy wytropienie min i w ogóle ocenę nowych ustaw podatkowych, przy pomocy których PiS chce unieważnić Polski Ład. I zapewne jest to prawda, przecież z Ministerstwem Finansów Rzeczkowska związana jest od 2002 r., w przeciwieństwie do wiceministra Artura Sobonia, który miał Polski Ład naprawić. Jeszcze wcześniej Rzeczkowska, absolwentka prawa i administracji UW oraz studiów podyplomowych w zakresie integracji europejskiej, pracowała w Głównym Urzędzie Ceł.
Urzędnicy skarbowi protestują
Jest tylko jeden problem – urzędnicy skarbowi, kompetentni, aby ocenić zmiany, właśnie ogłosili protest. Powodów mają mnóstwo. Po pierwsze, nikt ich nie zapytał o zdanie, gdy Polski Ład tworzono. Dlatego stał się zbiorem niespójnych, bezsensownych zapisów, który kompromitował nie tylko jego autorów z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, ale przede wszystkim twarze nieszczęsnego projektu. Czyli Mateusza Morawieckiego, a także Jarosława Kaczyńskiego, obaj go zachwalali, nie mając pojęcia, co naprawdę zawiera. Dymisją zapłacił minister Tadeusz Kościński oraz wiceminister Jan Sarnowski. Żaden na podatkach się nie znał. Teraz premier liczy, że nawet jeśli Rzeczkowska też się nie zna, to umie trafić i przekonać do pomocy tych, którzy pojęcie mają.
Czytaj także: Minister finansów przykładnie ukarany za Polski Ład. I nic z tego nie wynika
Drugim powodem protestu skarbówki jest to, że skutki bałaganu, który spowodowały zmiany w nieszczęsnym nieładzie, spadły na księgowych w firmach, którzy musieli liczyć zaliczki na podatek PIT po nowemu i po staremu jednocześnie. Oraz właśnie na administrację skarbową, która miała im w tym pomagać. Urzędnicy musieli wyjaśniać zawiłości, których sami nie rozumieli, wcześniej nikt ich z niespójnych przepisów nie szkolił. Bałagan wcale się nie zakończył, odkręcanie złych ustaw i tworzenie nowych trwa. Urzędnicy skarbowi pracowali w nadgodzinach i po nocach, bez wynagrodzenia.
Podwyżka dla skarbówki zrujnuje budżet
Teraz słyszą od premiera, że ewentualne 20 proc. podwyżki dla pracowników sfery budżetowej proponowane przez Platformę Obywatelską grozi nam hiperinflacją, jaka dotyka obecnie Turcję, gdzie ceny rosną już w tempie przekraczającym 60 proc. rocznie. Nowej pani minister trudno więc będzie liczyć, że urzędnicy skarbowi z entuzjazmem rzucą się do pomagania. Protest może się tlić długo.
Czytaj także: Po co babcię denerwować, czyli budżet na 2022 r.
Minister bez wpływu na politykę
Nie można natomiast założyć, że minister finansów będzie robił to, co naprawdę należy do niego. Czyli będzie odpowiadał za stan finansów państwa, pilnując jego bezpieczeństwa. Nie oczekiwano tego od Kościńskiego, wypychając setki miliardów złotych poza budżet, nad którym nie tylko on, ale także parlament nie miał żadnej kontroli. Nie protestował, nie miał nawet ambicji, aby być rzetelnym księgowym.
Małgorzata Rzeczkowska może mieć jeszcze mniejsze pole manewru, ponieważ inflacja szaleje, a zbliżają się wybory. Ludzie oczekują kolejnych obietnic finansowych, oczekują ich zwłaszcza ofiary szybko rosnących cen, które hamować mają podnoszone przez NBP stopy procentowe. Więc politycy wymyślają kolejne tarcze, twierdząc, że pomogą inflację przetrwać. Rozdają pieniądze, licząc na wdzięczność przy urnie. Zadłużonym hipotecznie, emerytom, rolnikom, kierowcom, ogrzewającym mieszkania gazem i węglem. Wszystkim.
Spełnienie oczekiwań grup dotkniętych coraz wyższymi cenami to dolewanie benzyny do ognia, ceny zaczną rosnąć jeszcze szybciej. Każdy minister finansów zrobiłby wszystko, żeby odwieść polityków od złych, wręcz tragicznych w skutkach pomysłów. Od Rzeczkowskiej politycy nie oczekują jednak, że będzie ich ostrzegać. A żeby powstrzymać, musiałaby mieć spore zaplecze polityczne i samodzielność, których nie posiada. Ona ma tylko dawać swoją twarz, żyrować jako konstytucyjny minister decyzje, które zapadną na Nowogrodzkiej. To dość frustrujące zadanie. Dlatego ministra szukano tak długo; ci, którym proponowano, nie chcieli się zgodzić.
Czytaj także: Politycy chcą ulżyć kredytobiorcom. Czy są na to szanse?
Pani minister jest także generałem, taki stopień związany jest z funkcją nadinspektora służby celno-skarbowej. Tytuły i stopnie nie zwiększają jednak jej możliwości działania. Przy kolejnej wpadce premiera, jeśli ktoś będzie musiał za nią zapłacić, znów zdymisjonuje się ministra finansów. Czyli prezydent wręczył nominację kolejnemu chłopcu do bicia. Tym razem kobiecie.