Wywołana przez Putina wojna zrujnowała ukraińską gospodarkę. Według prognozy Banku Światowego ukraiński PKB skurczy się o 45 proc. Prognoza ta określana jest mianem zachowawczej. Tamtejszy rząd myśli o przyszłości, odbudowa zrujnowanej infrastruktury już ruszyła na terenach wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji. Ale ile to potrwa, trudno przewidzieć. Ołeksandr Borzhemsky, dyrektor generalny Artel, jednego z większych w Ukrainie producentów chemii budowlanej, mówi, że dwa zakłady firmy znajdują się w Borodziance, która została przez najeźdźców nieomal zrównana z ziemią. Ołeksandr mówi o agresorach „orki”: – Bomb na fabryki akurat nie zrzucili, widocznie mieli plan przejęcia i wykorzystania zasobów. Ale nie zdążyli, a gdy tylko dotarło do nich, że zostaną z Borodzianki wyparci przez nasze wojsko, rozkradli, co się dało: maszyny, półprodukty, wyposażenie laboratorium. I zaminowali teren. Więc na razie nie jesteśmy w stanie oszacować skali zniszczeń, bo nie możemy tam wejść – opowiada i pokazuje na smartfonie zdjęcie bramy zakładu, na której „orki” nabazgrały wielką literę V.
Wznowienie przez firmę działalności uzależnione jest też od odbudowy infrastruktury, a okoliczne drogi usiane są lejami po bombach, mosty zniszczone, gazociągi i linie energetyczne pozrywane. Logistyka jest więc sparaliżowana. Nie wiadomo, jaki jest los części załogi. Ołeksandr od dwóch tygodni nie może się jej doliczyć. W Borodziance zatrudnionych było ponad 150 osób. Większość mężczyzn zgłosiła się do armii albo do obrony terytorialnej, część personelu ewakuowała się do zachodnich obwodów, ale część starała przeczekać piekło w ukryciu. Przede wszystkim w piwnicach. Wiele z nich po bombardowaniach zamieniła się w groby. – Minęło już sporo czasu od wyparcia stąd ruskich, ale w dalszym ciągu nie mamy z wieloma naszymi kontaktu.