Rynek

Inflacja rośnie, stopy w górę, konflikt z UE trwa. Co dalej z polską gospodarką?

Czy grozi nam recesja? Kiedy stopy procentowe przestaną rosnąć? To zależy. Czy grozi nam recesja? Kiedy stopy procentowe przestaną rosnąć? To zależy. Oleksii Topolianskyi / Unsplash
W sklepach ceny coraz wyższe, gonić je próbują stopy procentowe, a gdzieniegdzie pojawiają się nawet przestrogi przed recesją. Na pytanie, „co to będzie”, nie można niestety odpowiedzieć w inny niż standardowy dla ekonomistów sposób. Zaczynając od „to zależy”.

…od tego, kiedy i jak skończy się wojna

To najważniejsze i najtrudniejsze z pytań. Każdy kolejny dzień wojny to koszmar dla milionów mieszkańców Ukrainy narażonych na utratę życia, zdrowia i dobytku. W porównaniu do tego niedogodności, jakie spotykają Europejczyków – niepewność, wyższe ceny, organizacja wsparcia dla uchodźców – są niepoważnie małe. Nie oznacza to, że nie możemy i nie powinniśmy myśleć o ekonomicznych skutkach konfliktu i próbować się do nich przygotować.

Czytaj także: Inflacja w dół? Jest źle, będzie jeszcze drożej

Im dłużej trwa wojna, tym gorsze perspektywy dla światowej gospodarki, a także dla inflacji. Konflikt zbrojny oznacza wyłączenie części ukraińskiego przemysłu i rolnictwa oraz odłączenie Rosji i Białorusi od normalnych relacji handlowych z Zachodem. To zaś przekłada się na zerwanie łańcuchów dostaw, niedobory surowców (w tym rolniczych) i półproduktów, utratę rynków zbytu, a w efekcie mniejszą produkcję europejskich, a więc i polskich przedsiębiorstw. Konsekwencją takiego scenariusza jest spowolnienie gospodarcze (a nawet przybliżające się prawdopodobieństwo recesji), mniejsze inwestycje, wolniejszy wzrost zatrudnienia i płac… I oczywiście zmora ostatnich kilku kwartałów, czyli inflacja.

Wpływ wojny na inflację w Polsce odbywa się trzema głównymi kanałami: po pierwsze, wyższe koszty paliw (w marcu aż o jedną trzecią niż przed rokiem), po drugie, wyższe ceny żywności, bo nawet jeśli bezpośrednio ze wschodu nie importowaliśmy jej dużo, to rosną ceny zbóż, pasz i olejów na globalnych rynkach, po trzecie zaś, wyższy popyt na podstawowe produkty, nieuchronny skutek gwałtownego wzrostu populacji Polski. Na razie przez nasz kraj przewinęło się 2,5–3 mln osób – część wróciła do Ukrainy, część wyjechała dalej na Zachód, obecnie według rządowych szacunków pozostaje u nas ok. 1,5 mln osób z Ukrainy. Nawet ta ostatnia liczba oznacza wzrost populacji o ok. 4 proc. w zaledwie kilka tygodni – nagły wzrost popytu musi powodować presję na wzrost cen wszystkiego, od podstawowych produktów spożywczych po wynajem mieszkań.

Jest drugi scenariusz – szybkie zakończenie wojny i wycofanie się Rosji z (przynajmniej większości) terytorium Ukrainy. Podobnie jak w przypadku pandemii nie wracamy wówczas do tego, co było, ale budujemy jakąś „nową normalność”. Ukraińska gospodarka zaczyna się odbudowywać z dużą pomocą finansową ze strony instytucji i organizacji ponadnarodowych, jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, OECD czy Unia Europejska. Część kontraktów trafia do polskich firm budowlanych. Zdecydowana większość uchodźców wraca do swojego kraju, co powoduje niższą konsumpcję w Polsce i dotkliwe braki na rynku pracy (np. sezonowi pracownicy nie przyjadą latem). Sankcje na Rosję zostają przynajmniej złagodzone, jeśli nie wycofane (choć Unia utrzymuje zobowiązania do zmniejszenia zakupów rosyjskich węglowodorów). Presja inflacyjna znacząco się osłabia, ale inflacja wciąż jest wysoka – pod wieloma względami „mleko już się wylało”, dotyczy to zwłaszcza rolnictwa, gdzie wysokie koszty nawozów czy paliw poniesione przez rolników wczesną wiosną będą oddziaływać na ceny letnich i jesiennych zbiorów.

Czytaj także: Polski Ład i chleb z zakalcem. Co piąta mała firma boi się, że zbankrutuje

…od tego, czy myślimy o tym roku, czy o dalszej przyszłości

W krótkim horyzoncie oba scenariusze są negatywne dla polskiej gospodarki, ale spodziewać należy się raczej dotkliwego spowolnienia niż głębokiej recesji. Dostosowanie się przedsiębiorstw do nowych warunków, znalezienie nowych rynków zbytu i kontrahentów lub zwiększenie mocy produkcyjnych, tak aby zrównoważyć brak importu ze wschodu – to wszystko wymaga czasu. Jednak podobnie jak w okresie pandemii o stabilności gospodarki przesądza jej zdywersyfikowana struktura i duża rola popytu wewnętrznego (konsumpcji i wydatków publicznych) w PKB. Nie jesteśmy, jak Czesi czy Słowacy, zależni od koniunktury w przemyśle motoryzacyjnym czy jak południe Europy nie polegamy na usługach i turystyce. Wysoka inflacja pozostaje w kolejnym roku uciążliwym problemem gospodarczym, społecznym i politycznym, a wraz ze wzrostem stóp procentowych pogarsza się sytuacja kredytobiorców, ale też niektórych banków, gdy część klientów przestaje spłacać zobowiązania w terminie.

W dłuższej perspektywie czasowej oba scenariusze przebiegu wojny stwarzają dla nas zarówno szanse, jak i zagrożenia. Wariant negatywny dla Ukrainy oznacza znaczące złagodzenie polskiego kryzysu demograficznego, bo uchodźcy zamieniają się w długookresowych migrantów, zasilając nie tylko gospodarkę, ale i wzbogacając monolityczne do tej pory społeczeństwo i kulturę. Stanowi to oczywiście też gigantyczne wyzwanie dla polityki społecznej, mieszkaniowej i edukacyjnej. Przede wszystkim jednak im dłuższa wojna, tym mniejsza stabilność również dla Polski, a więc mniej inwestycji i wolniejszy rozwój gospodarczy. Mniejsze szanse na poprawę warunków życia.

Czytaj także: Rekordowa inflacja. Jesteśmy coraz biedniejsi, PiS gasi pożar benzyną

W oczywisty sposób im lepiej dla Ukrainy, tym lepiej dla nas. Powojenna normalność to z dużym prawdopodobieństwem bliższe związki Ukrainy z Unią (choć formalna akcesja wymagać będzie czasu). Dla Polski oznacza to szersze otwarcie dużego partnera handlowego, ważnego kontrahenta i gigantycznego rynku zbytu. Może też sprzyjać przepływom pracowników – nawet jeśli w krótkim okresie Ukraińcy skoncentrują się na odbudowie swojego kraju, to w dłuższej Polska i inne unijne kraje dalej będą atrakcyjnym kierunkiem migracji zarobkowej. Należy się też spodziewać przesunięcia europejskiego środka ciężkości na wschód, co dla Polski jest szasną.

…co dalej z polityką unijną i krajową

Rosyjska agresja na Ukrainę namieszała w polityce klimatycznej na szczeblu wspólnotowym i poszczególnych krajów. Na tę chwilę trudno przewidzieć, jaki będzie tego efekt. Z jednej strony wzrost kosztów energii i paliw to najlepsza motywacja do oszczędzania: wymiany urządzeń na mniej energochłonne, termomodernizacji, zmiany nawyków transportowych. Drogie paliwa mogą sprawić, że w przyszłorocznych wyborach samorządowych miejski transport i drogi dla rowerów nie będą już tematem niszowym, ale tak ważnym jak w poprzednich wyborach smog. Z drugiej strony istnieje ryzyko, że Unia ugnie się pod presją zdenerwowanych wysokimi rachunkami Europejczyków i zmniejszy ambicje polityki klimatycznej, zezwalając na dłuższe wykorzystywanie paliw kopalnych, pod warunkiem że nie pochodzą z Rosji. Gospodarcze sankcje na Rosję zresztą wcale nie ułatwiają zielonej transformacji – drożeje m.in. stal, niezbędna do budowy wiatraków.

Czytaj także: Powrót do węgla? Serio? Wojna nie cofnie biegu historii

Podobnie trudno przewidzieć, jak dokładnie po wojnie będą kształtować się relacje Unia–Rosja i Unia–Ukraina. Kiedy wycofamy się z sankcji? Ile pieniędzy przeznaczy Europa na odbudowę Ukrainy i czy będą to nowe fundusze, czy odbędzie się to kosztem innych programów? Jakie będą priorytety?

Na razie wciąż brak też przełomu w sprawie polskiego KPO, choć z każdym miesiącem opóźnienia Polska traci szanse na wykorzystanie tego programu tak, jak wymyślili jego twórcy – do wzmocnienia fundamentów rozwoju gospodarczego i poprawy jakości życia w ujęciu bezwzględnym i relatywnie do innych unijnych krajów.

Co czeka polską gospodarkę?

Co więc będzie z polską gospodarką? Trudno powiedzieć. To szalenie skomplikowany system powiązań. Nie da się obserwować, rozumieć i przewidywać wszystkich jednocześnie, zwłaszcza jeśli z dużą siłą te sznurki pociągać mogą czynniki tak nieprzewidywalne jak wirusy, pogoda czy wojna. Ekonomiści będą tworzyć prognozy na kolejne lata, bo taka jest nasza rola, ale zarówno autorzy, jak i odbiorcy powinni bardziej skupiać się na jakościowym aspekcie tych prognoz (założenia, czynniki ryzyka) niż na cyfrach. Czy grozi nam recesja? Kiedy stopy procentowe przestaną rosnąć? To zależy.

Czytaj także: Wojna w „spichlerzu Europy”. Czy grozi nam głód?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną