Medyka, Korczowa, Zosin, Hrebenne, Dołhobyczów, Dorohusk, Budomierz, Krościenko – uczymy się geografii polskiej ściany wschodniej. To przejścia na granicy polsko-ukraińskiej, przez które płynie dziś nieustająca fala uchodźców. W połowie ubiegłego tygodnia straż graniczna informowała, że liczba osób, które od 24 lutego, czyli od chwili rosyjskiej agresji na Ukrainę, przekroczyły naszą granicę, zbliża się do 2 mln. Gdy ten numer POLITYKI trafi do czytelników, zapewne będziemy mówili już o 2,5 mln. Ilu uchodźców jeszcze do nas przybędzie?
Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców na początku marca szacował, że w pesymistycznym scenariuszu z Ukrainy może uciec nawet 4 mln osób, Komisja Europejska wspominała nawet o 6,5 mln. Uciekają do wszystkich krajów wzdłuż zachodniej granicy Ukrainy, ale najliczniej do Polski. Czy zdołamy poradzić sobie z tą falą? Samorządy wielkich miast, do których najchętniej kierują się uchodźcy, z coraz większym wysiłkiem próbują zapanować nad napływem przybyszów, zwłaszcza że rząd nie poczuwa się tu do szczególnej pomocy.
Nikt nie wie, ilu jest dziś uchodźców w Polsce. Ci, którzy przekraczają polsko-ukraińską granicę, są liczeni przez straż graniczną i to jest jedyna pewna liczba. Nikt jednak nie dolicza tych, którzy przedostali się do Polski innymi trasami, przez Węgry, Rumunię, Słowację. Z kolei jakaś część uchodźców traktuje nasz kraj jako przystanek w dalszej drodze na Zachód, więc ich trzeba odliczyć. W państwach UE – jak podaje Międzynarodowe Centrum Rozwoju Polityki Migracyjnej – żyło w 2021 r. ponad 6 mln Ukraińców. Włochy, Czechy, Hiszpania i Niemcy to poza Polską kraje, gdzie są największe ukraińskie diaspory, więc jeśli ktoś ma tam krewnych, zmierza do nich.
PKP Intercity utrzymuje połączenia przewożące uchodźców do Berlina, Frankfurtu nad Odrą, Monachium.