Ogromne opóźnienia, wiele odwołanych połączeń i niedziałający system informacji dla pasażerów – bilans porannej awarii aż 19 centrów sterowania ruchem w całej Polsce jest bardzo poważny. A kłopoty pojawiły się w chwili, gdy znaczenie kolei z powodu napływu uchodźców jest największe od lat.
Czytaj też: Uchodźcy z Centralnego. Dezercja wojewody
Na szczęście nie doszło do wypadku
Tak poważnej awarii systemu sterowania ruchem pociągów w Polsce nie było. Według informacji spółki PKP Polskie Linie Kolejowe (odpowiedzialnej za infrastrukturę kolejową w naszym kraju) wczesnym rankiem przestało działać 19 lokalnych centrów sterowania w różnych częściach Polski. Skoro obsługują one łącznie ponad 800 km sieci kolejowej, ruch na wielu głównych trasach został sparaliżowany – wiele składów nie mogło nawet ruszyć rano ze stacji początkowych, inne musiały się zatrzymać.
W takich warunkach bezpieczne prowadzenie ruchu pociągów jest po prostu niemożliwe. Na szczęście nie doszło do żadnego wypadku, ale utrudnienia dotknęły i dotykają zarówno połączenia dalekobieżne, jak i regionalne. Pomóc może wprowadzone wzajemne honorowanie biletów przez różnych przewoźników, ale przecież przy blokadzie linii ruch zostaje wstrzymany dla wszystkich składów. Wiele pociągów opóźnionych jest o kilka godzin, rośnie również lista odwołanych kursów, bo przy takim paraliżu brakuje taboru do obsługi kolejnych połączeń. Chociaż część centrów sterowania znów działa, chaos na pewno potrwa do końca dnia.
Czytaj też: Obiecanki na torach
To musi niepokoić
Pierwsze hipotezy dotyczące awarii na tak wielką skalę były oczywiste: bardzo prawdopodobny wydawał się atak cybernetyczny, zwłaszcza w kontekście trwającej inwazji Rosji na Ukrainę.
Wszystkie lokalne centra sterowania, które dotknęły problemy, działają w oparciu o urządzenia firmy Bombardier (obecnie jej kolejowa część należy do koncernu Alstom). Według PKP PLK awaria dotyczy 19 z 33 LCS wyposażonych przez Bombardiera. Symboliczne znaczenie tych utrudnień jest ogromne, bo przecież od pierwszych dni rosyjskiego ataku to kolej odgrywa ważną rolę zarówno w ewakuacji uchodźców z Ukrainy, jak i rozwożeniu ich po Polsce oraz do krajów sąsiednich. Na torach pojawiło się bardzo wiele składów specjalnych, wysyłanych także przez przewoźników z państw sąsiednich do Polski. Sama spółka PKP Intercity przewiozła już ponad pół miliona ukraińskich uchodźców. Wielu z nich podróżuje też na pokładach pociągów spółek regionalnych.
Firma Alstom tuż przed południem wzięła odpowiedzialność na siebie i wykluczyła hipotezę cyberataku. Zawinił ponoć błąd w formatowaniu czasu. Mamy zatem do czynienia z usterką informatyczną na wielką skalę. Konsekwencją muszą być poważne zmiany w zasadach współpracy PKP Polskich Linii Kolejowych z Alstomem oraz dokładna kontrola w samej spółce PKP PLK, mającej przecież znaczenie strategiczne. Dodatkowym, zupełnie niezrozumiałym utrudnieniem dla podróżnych dzisiaj jest fakt, że nie działa Portal Pasażera, czyli główne źródło informacji o aktualnym ruchu pociągów. Nie wiemy zatem na razie nawet, ile składów jest opóźnionych, a ile odwołanych. Dla wszystkich pasażerów komunikat w takich warunkach może być tylko jeden: kto nie musi jechać pociągiem, ten powinien podróż odłożyć albo wybrać inny środek transportu.
Ostatnie tygodnie pokazują, że przez lata lekceważona, niedoinwestowana i marginalizowana kolej ma ogromne znaczenie strategiczne. Jest jednak i druga strona tego medalu: sparaliżowanie kolei to idealna metoda osłabienia wrogiego kraju. Okazuje się, że do tego wcale nie potrzebujemy cyberprzestępców. I to musi dzisiaj najbardziej niepokoić.
Czytaj także: Tory, po których nikt nie jeździ