Rynek

OZE przeciwko Putinowi. Jak obronić transformację energetyczną?

Antyunijne billboardy w Katowicach Antyunijne billboardy w Katowicach Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Europejski Zielony Ład jest dla Polski cywilizacyjną szansą. Ale rosyjska agresja na Ukrainę powinna nam uświadomić, że przejście na odnawialne źródła energii to też kwestia bezpieczeństwa narodowego. Dlatego polityką klimatyczną nie może zawładnąć toksyczna polaryzacja.

Unijna polityka klimatyczna dotychczas była dla większości Polaków raczej mglistą, bliżej nieokreśloną wizją. Tuż przed napaścią Rosji na Ukrainę z hukiem trafiła pod strzechy, i to w bardzo konkretnej formie. Wszystko to oczywiście za sprawą kampanii – oficjalnie edukacyjno-informacyjnej, a w rzeczywistości propagandowej i dezinformującej, obarczającej politykę klimatyczną UE winą za gwałtowny wzrost cen energii. Cel tej finansowanej z pieniędzy państwowych spółek energetycznych zmasowanej akcji jest banalny: gniew suwerena za rosnące rachunki ma być odsunięty jak najdalej od rządu PiS i przekierowany na Brukselę.

Kampania żarówkowa

Przez ostatnie lata mieliśmy już wiele okazji, aby przywyknąć do antyunijnej retoryki serwowanej przez polityków prawicy. A jednak kampania żarówkowa stanowiła istotne novum. Dotychczas bowiem strategia europejska PiS – poza oskarżeniami Brukseli o kolejne zamachy na naszą suwerenność – opierała się „zaledwie” na bagatelizowaniu znaczenia czynnika europejskiego dla rozwoju gospodarczego Polski.

Europę jako źródło impulsów rozwojowych i dobrobytu w narracji PiS zastąpiło w pełni państwo narodowe. Czasem umniejszanie znaczenia UE przybierało subtelniejsze formy, czasem dosadniejsze. Rząd, chwaląc się uzyskaniem 770 mld zł, potrafił „zapomnieć” poinformować na wykupionych w całej Polsce billboardach, że środki pochodzić będą z wieloletniego budżetu unijnego, a Andrzej Duda ogłosić, że Unia to „jakaś wyimaginowana wspólnota, z której dla nas niewiele wynika”.

Kampania żarówkowa otworzyła nowy rozdział antyunijnej retoryki. Pierwszy raz PiS zdecydował się zakomunikować wprost, że członkostwo w UE uderza Polaków po kieszeni. Dodatkowo zewnętrzne okoliczności wzmacniały przekaz plakatów. Komisja Europejska zapowiedziała potrącenie z polskiej puli funduszy zasądzoną przez Trybunał Sprawiedliwości UE karę w sprawie Turowa. Naliczana jest ciągle kara za nieprzestrzeganie orzeczenia w sprawie Izby Dyscyplinarnej. Do czasu odkręcenia reformy wymiaru sprawiedliwości wstrzymane są także miliardy z Funduszu Odbudowy.

Odkłamywanie nie wystarczy

Choć to dalekie od faktów, narracyjnie PiS zapisał pierwsze strony scenariusza, w którym Polska staje się płatnikiem netto do unijnego budżetu. Dotychczas perspektywa ta była w dużej mierze ćwiczeniem intelektualnym garstki ekspertów i publicystów, którzy głowili się, czy polski euroentuzjazm przetrwa moment, w którym nie da się już dalej wyciskać „brukselki”.

Zjednoczona i zdecydowana reakcja Unii Europejskiej na rosyjską napaść na Ukrainę daje nadzieję, że rząd wyciszy antyunijną retorykę. Ale renesans pozytywnego przekazu o UE może być jedynie krótkotrwały, a kampanie żarówkowe stać się mogą normą. Już zresztą słychać głosy, że Bruksela na czas kryzysu powinna zawiesić politykę klimatyczną. Tym tendencjom trzeba będzie szybko dać konkretny odpór.

Co więc robić? Zasadniczą wskazówkę podsuwają doświadczenia z kampanii brexitowej: odkłamywanie fejków nie wystarczy. Powody są przynajmniej trzy. Po pierwsze, każde sprostowanie jednocześnie powiela i utrwala fałszywą narrację, czyniąc z niej oś sporu. Tak jak piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami, tak każda riposta jest zarazem tubą nagłaśniającą kłamstwo i potęgującą polaryzację.

Po drugie, łatwiej przyswoić siermiężne kłamstwo niż zawiłe wyjaśnienie. Przekaz żarówkowej kampanii jest prosty jak konstrukcja cepa i mieści się w dwóch zdaniach: „Opłata klimatyczna Unii Europejskiej to aż 60 proc. kosztów produkcji energii. Polityka klimatyczna UE = droga energia, wysokie ceny”. Aby go odkłamać, trzeba wyjaśnić nie tylko, czym jest cena produkcji energii i dlaczego jest znacznie niższa od faktycznej ceny za prąd, którą przychodzi nam zapłacić na rachunku, ale także zarysować przynajmniej podstawy systemu handlu uprawnieniami do emisji.

Po trzecie, to zgoda na walkę na warunkach przeciwnika. Ograniczając się do odkłamywania, skazujemy się na bycie w ciągłej defensywie. Unia nie odpowiada za 60 proc. kosztów energii, ale tylko za 20 proc.? Ale przecież 20 proc. to ciągle dużo. Opłata klimatyczna nie trafia do Brukseli, ale do polskiego budżetu? Co za różnica, gdzie trafia? Ważne, że znika z mojej kieszeni. Tak gonić króliczka można w nieskończoność.

Nowa opowieść o Polsce

„Na pewno nie wykupimy własnych billboardów i nie zaczniemy konkurencyjnej kampanii. Ale nierzetelny przekaz musi spotkać się z odpowiedzią, a raczej uzupełnieniem o brakujące informacje”, mówił w niedawnym wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” Virginijus Sinkevičius, unijny komisarz ds. środowiska. To kapitulacja. Europejski Zielony Ład jest epokowym projektem modernizacyjnym, który ma zapewnić społeczeństwom dobrobyt na dekady, a Europie kluczowe miejsce na globalnej szachownicy – i jako taki musi być aktywnie komunikowany.

Nie wystarczą do tego suche komunikaty unijnych urzędników, riposty polityków, wyliczenia ekspertów czy organizowane ad hoc happeningi aktywistów. Polityka klimatyczna potrzebuje własnej, optymistycznej opowieści odpowiadającej na aspiracje i łagodzącej lęki społeczne. Jednocześnie powinna się stać częścią nowej opowieści o Polsce, którą wyborcom zaoferują partie demokratycznej opozycji.

Taka opowieść ma wszelkie szanse paść na podatny grunt. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez międzynarodową inicjatywę More in Common, aż 54 proc. Polaków uważa wdrożenie zielonej transformacji za dobrą inwestycję środków publicznych. Tylko 14 proc. uznaje ją za marnotrawstwo. Według Polaków zielona transformacja ma przyczynić się do uczynienia gospodarki bardziej konkurencyjną (41 proc. wobec 21 proc. będących przeciwnego zdania) i obniżyć koszty energii (40 proc. wobec 28 proc.). Niemal jedna trzecia respondentów oczekuje od polityki klimatycznej pozytywnego wpływu na ich życie. Przeciwnego zdania jest tylko co szósty Polak. To nastawienie trzeba wykorzystać i aktywnie przekonywać niezdecydowanych.

OZE orężem przeciw Rosji

Jakby tego było mało, to zbójecka agresja Rosji na Ukrainę podsuwa kolejne argumenty do szybkiego zazielenienia polskiej gospodarki. Jak wyliczyli eksperci Forum Energii, w ciągu ostatnich dwóch dekad Polska wydała na import surowców energetycznych ponad bilion złotych. Rosja była w tym okresie głównym dostawcą paliw kopalnych.

Jej udział w imporcie wyniósł 87 proc. dla ropy naftowej, 72 proc. dla gazu ziemnego, 62 proc. dla węgla kamiennego. A przecież każda tona rosyjskiego węgla, każda baryłka rosyjskiej ropy i każdy metr sześcienny rosyjskiego gazu nie tylko napędza rosyjską machinę wojenną, ale i umożliwia Rosji wywieranie politycznej presji na Europę. Uniezależnienie się od kopalnych źródeł energii i szybki rozwój elektromobilności tego atutu ją trwale pozbawią.

Dywersyfikacja to krok właściwy, ale niewystarczający. Trzymając się kurczowo paliw kopalnych, dokładamy cegiełkę i utrzymujemy przy życiu rynek, z którego nie da się Rosji całkiem wyrzucić. Dlatego całkowite wyeliminowanie ich z unijnego miksu energetycznego powinno być strategicznym celem Polski. Niemcy, którzy zbyt długo polegali na rosyjskim gazie, już ogłosili, że do 2035 r. będą chcieli całkowicie przestawić energetykę na zielone tory.

Brexitowy czerwony autobus

Badania More in Common pokazują, że postrzeganie kwestii związanych ze zmianami klimatycznymi w istotnej mierze opiera się polaryzacji i traktowane jest jako wspólne wyzwanie. Wokół zielonej transformacji istnieje więc przestrzeń dla szerszego społecznego konsensusu, który umożliwiłby jej wprowadzenie w sposób pozwalający w pełni wykorzystać jej potencjał i uniknąć napięć społecznych. Nikt chyba nie ma też wątpliwości, że polskie społeczeństwo jest zjednoczone w dążeniach do osłabienia wpływów Kremla w Europie.

Rozbudzając antyunijne resentymenty i zaprzęgając sprawy klimatyczne do wojny polsko-polskiej, PiS może tymczasem popchnąć debatę publiczną w niebezpiecznym kierunku. Kampania żarówkowa zbyt mocno przypomina brexitowy czerwony autobus – którym Boris Johnson przekonywał Brytyjczyków, że wychodząc z Unii, zaoszczędzą każdego tygodnia 350 mln funtów – aby wykluczyć, że na końcu tej drogi jest polexit. Ale i bez ziszczenia się tego najczarniejszego scenariusza skutki tego kursu mogą być opłakane.

Nastawienie dużej części społeczeństwa wrogo względem zielonej transformacji i nakręcenie wokół niej toksycznej polaryzacji może na dobre sparaliżować ten i tak spóźniony już o lata proces. Dlatego przeciwdziałanie temu scenariuszowi to dziś polska racja stanu.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną