Premier Mateusz Morawiecki ogłosił dziś na konferencji prasowej, że rząd przyjął tarczę inflacyjną 2.0. Co w niej jest i co z tego wynika?
Czytaj też: Drożyzna. „Trzymam się za portfel i liczę każdą złotówkę”
Nawet zerowy VAT tych zmian nie powstrzyma
Obniżka VAT na benzynę i olej napędowy z 23 do 8 proc. ma pozwolić na tańsze tankowanie już w lutym. Litr paliwa będzie kosztować – według premiera – 60–70 gr mniej niż dzisiaj. Oczywiście pod warunkiem, że w międzyczasie nie zdrożeje ropa i nie osłabnie złotówka.
Spada również VAT na prąd, ciepło, gaz i nawozy (dla tych dwóch ostatnich do zera). W przypadku prądu i gazu efekt będzie niewielki, bo przecież na początku roku doświadczyliśmy znacznych podwyżek. Dla przedsiębiorców okazały się one drastyczne, kilkusetprocentowe. Teraz zostaną tylko nieco złagodzone.
Najważniejsza i najbardziej wyczekiwana ulga ma dotyczyć cen żywności, na czym budżet straci 6–7 mld zł. Jeszcze niedawno premier Morawiecki twierdził, że na obniżenie VAT na część artykułów spożywczych do zera nie zgadza się Komisja Europejska. Dziś wiemy, że to nieprawda. Ale czy rzeczywiście żywność wyraźnie stanieje?
Zerowy VAT dotyczyć będzie wyłącznie artykułów objętych dzisiaj stawką w wysokości 5 proc. Część produktów żywnościowych jest obciążona stawką 8, a nawet 23 proc (np. kawa, herbata, napoje). Te na pewno nie stanieją, bo w ich przypadku żadnej „promocji” rząd nie przewiduje. Teoretycznie obniżenie VAT z 5 do 0 proc. powinno skutkować spadkiem ceny danego produktu o dokładnie 4,8 proc.
Jednak praktyka może być zupełnie inna. Ceny żywności rosną cały czas, a sklepy praktycznie każdego tygodnia podnoszą je w przypadku poszczególnych produktów. Nawet zerowy VAT tych zmian nie powstrzyma. Jeśli ceny nawet na chwilę spadną o niespełna 5 proc., w kolejnych dniach i tygodniach znów będą rosnąć. A o obniżce podatku klienci zaraz zapomną.
Posłuchaj: Dlaczego ceny rosną tak szybko i jak długo to potrwa
Oto bitwa o handel w nowym wydaniu
Premier straszy handlowców kontrolami i karami. Żąda, aby obniżkę w całości uwzględnili w cenach. Do sprawdzania chce zaangażować Inspekcję Handlową i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zachęca też klientów do czujności i donoszenia o nieprawidłowościach. Oto bitwa o handel w nowym wydaniu.
Dla sklepów sygnał jest jasny. Lepiej jeszcze w styczniu podnieść ceny, nawet na zapas, by potem w lutym grzecznie wykazać obniżkę i uniknąć państwowych kar. A od marca można znowu przyzwyczajać klientów do przykrej rzeczywistości.
Na tym nie koniec problemów. Na razie obniżka VAT ma obowiązywać przez pół roku, czyli do końca lipca. Nawet jeśli zostanie przedłużona, trzeba będzie wrócić do starej stawki, by do końca nie zrujnować finansów państwa. Być może stanie się to dopiero po wyborach 2023 r., bo trudno przypuszczać, aby PiS ryzykował skok cen wcześniej. A moment wycofania zerowej stawki będzie oznaczał właśnie bardzo bolesne podwyżki.
Rząd tak naprawdę nie walczy z inflacją, raczej rozkłada ją na raty. A przy okazji daje pretekst firmom, by ceny podniosły jeszcze szybciej i jeszcze mocniej. Byle zdążyć przed tarczą 2.0.
Czytaj też: Tak Morawiecki i PiS promują Polski Ład