Gdzie się podziały nasze pieniądze?
Polski (bez)Ład: kto i ile straci na podatkowej rewolucji Morawieckiego
Jako pierwsi podnieśli alarm nauczyciele i służby mundurowe, bo dostają pensje na początku miesiąca i już widzą na swoich kontach mniej pieniędzy, niż się spodziewali. Podobne problemy dotkną też w styczniu pracowników innych branż, którzy według rządu na Polskim Ładzie mieli zyskać, albo przynajmniej nie stracić. Zdaniem rządzących polityków to wszystko oczywiście tylko nieporozumienia albo wręcz informacje kłamliwe. Jednak i PiS wydaje się być w swej narracji zagubiony, bo gdy minister edukacji twierdzi, że żadnych strat nauczyciele nie ponoszą, resort finansów obiecuje zmiany w przepisach, a rzecznik rządu zapowiada wyrównanie ubytków w lutym i… przeprasza za zamieszanie.
Co wolno z kwotą wolną
A powodów tego zamieszania może być wiele, bo tak skomplikowanej i chaotycznej reformy podatkowej jeszcze w Polsce nie było. Ustawa wprowadzająca Polski Ład liczy 276 stron, zaś uzasadnienie do niej to kolejne 262 strony – wszystko przepychane przez parlament w wyjątkowym pośpiechu, na ostatnią chwilę, z pogardą dla wszelkich zasad stanowienia prawa. Miejsc na pułapki zatem nie brakuje. Pierwsze obserwacje sugerują, że najczęściej pułapki te dotyczą kwoty wolnej. W praktyce to część zarobków, których państwo nie opodatkowuje. Do tej pory większość pracujących korzystała z bardzo niewielkiej kwoty wolnej wynoszącej nieco ponad 3 tys. zł w roku. Dzięki temu można było oszczędzić miesięcznie ok. 43 zł. Nie miało to wielkiego znaczenia, a zatem mało kto sprawdzał, czy pracodawca kwotę wolną w ogóle uwzględnia. Można było tę niewielką ulgę odzyskać na koniec roku, w ramach tradycyjnego rozliczenia PIT. Wówczas dostawało się z urzędu skarbowego zwrot ok. 500 zł albo kwota ta pokrywała różne podatkowe zaległości.
Jednak od stycznia jest już inaczej.