To wstępne dane GUS, które pokazują jednak bardzo wyraźny wzrost – jeszcze w listopadzie inflacja wyniosła 7,8 proc. „W grudniu 2021 r. ceny towarów i usług konsumpcyjnych według szybkiego szacunku wzrosły w porównaniu do grudnia 2020 r. o 8,6 proc., a w stosunku do listopada 2021 wzrosły o 0,9 proc.” – czytamy na twitterowym koncie GUS.
Dalej dowiadujemy się, że tylko w porównaniu do listopada ceny żywności wzrosły o 2,1 proc., ceny energii o 0,8 proc., a paliw o 0,2 proc. Natomiast w porównaniu rok do roku za żywność płacimy więcej o 8,6 proc., za energię o 14,3 proc., a za paliwa o 32,9 proc.
W grudniu 2021 r. #ceny towarów i usług konsumpcyjnych wg szybkiego szacunku wzrosły w porównaniu do grudnia 2020 r. o 8,6% (wskaźnik cen 108,6), a w stosunku do listopada 2021 r. wzrosły o 0,9% (wskaźnik cen 100,9). https://t.co/W4hloQjNvS#GUS #CPI #WskaźnikCen pic.twitter.com/lzyDBsBA0p
— GUS (@GUS_STAT) January 7, 2022
Podkast: Dlaczego ceny rosną tak szybko i jak długo to potrwa
Inflacja. Rząd i NBP nad nią nie panują
PiS od długiego już czasu próbuje obarczyć winą za wzrost cen czynniki zewnętrzne (m.in. Unię Europejską i Władimira Putina), premier Mateusz Morawiecki zapowiada kolejną tarczę, tym razem antyinflacyjną. Jej elementem ma być obniżka VAT na paliwa z 23 proc. do 8 proc.
Jednak – jak pisze m.in. dziennikarka „Polityki” Joanna Solska – ani rząd, ani Narodowy Bank Polski nad inflacją nie panują, nie likwidują nawet jej przyczyn. „Szybko rosnące ceny, bez towarzyszącego im równie szybkiego wzrostu wydajności, który bez nowych inwestycji jest niemożliwy, oznaczają, że nasze pieniądze tracą realną wartość. Za coraz większe sumy kupić możemy coraz mniej towarów. Więc waluta słabnie. A kiedy dolar i euro w złotówkach kosztuje coraz więcej, to coraz więcej płacimy nie tylko za zagraniczne wakacje, ale przede wszystkim za ropę, gaz, importowane surowce, a nawet pszenicę.
Słabnący złoty oznacza, że kolejny silnik napędzający drożyznę zaczyna pracować na coraz większych obrotach. Możemy tylko z zazdrością patrzeć na Niemców czy Francuzów, którzy zarabiają w euro – europejska waluta nie dewaluuje się tak szybko. Silna waluta jest oznaką siły gospodarki, nasza słabnie. Za to ceny rosną” – wyjaśnia publicystka „Polityki”.
Czytaj też: Drożyzna. „Trzymam się za portfel i liczę każdą złotówkę”
W PiS już widzą, że za to zapłacą
Czy rekordowo rosnąca inflacja to zaskoczenie? Jak tłumaczył niedawno w rozmowie z „Polityką” ekonomista dr Maciej Bukowski, absolutnie nie. Taki scenariusz można było przewidzieć i dużo wcześniej zareagować, ale np. prezes NBP Adam Glapiński jeszcze kilka miesięcy temu przekonywał, że powinniśmy się obawiać raczej deflacji, a nie wzrostu cen.
„To chyba mówił Adam Glapiński, polityk obozu rządzącego, a nie prof. Glapiński, ekonomista, prezes banku centralnego. Jako szef NBP ma dostęp do opracowań bankowego działu analitycznego, więc musiał wiedzieć, że wszystko zmierza w stronę szybkiego wzrostu cen. Ale jako polityk nie przyjmował tego do wiadomości, bo to kłóciło się z obowiązującą tezą, że od sześciu lat żyjemy w nieprawdopodobnie dobrych czasach, kiedy wolno więcej niż zwykle. Jakąkolwiek kartą zagramy, i tak wygramy, więc nie ma potrzeby patrzeć na zagrożenia. Tę wiarę podzielała większość – z dwoma, trzema wyjątkami – członków Rady Polityki Pieniężnej. To doprowadziło nas na manowce” – mówił w połowie grudnia „Polityce” Bukowski.
Jego zdaniem w PiS już widzą, że zlekceważyli elementarne prawa ekonomii i będą musieli za to zapłacić. Zbijał też inny argument rządzących, że wszyscy w Europie mają wyższą inflację. „Nie wszyscy mają 8 proc. Taka Portugalia, na przykład, ma tylko 2 proc. Polska inflacja jest najwyższa w Unii, a wśród krajów OECD ustępujemy tylko Turcji, która doszła już do 20 proc. Tam politycy wywierali jeszcze większy nacisk na bank centralny, więc i gospodarczy efekt jest dramatyczny”.
Czytaj też: Zlekceważyli prawa ekonomii. W PiS już widzą, że za to płacą