Orzeł czy euro?
20 lat euro: Polacy są gotowi na unijną walutę, gorzej z politykami
W poczekalni do zaszczepienia czekają dziś dwa kraje UE – Chorwacja i Bułgaria. Kiedy dołączą do strefy euro, będzie liczyła 21 członków. Ta poczekalnia to mechanizm kursów walutowych ERM II wymagający, by przynajmniej przez dwa lata przed wejściem kurs waluty krajowej utrzymywał się w miarę stabilnie względem euro. Chorwacja uzgodniła już z Komisją Europejską, członkami eurogrupy i Europejskim Bankiem Centralnym kwestię produkcji banknotów i monet, a teraz czeka na oficjalne potwierdzenie, że spełniła tak zwane kryteria z Maastricht: wysokość inflacji i stóp procentowych, deficyt budżetowy i dług publiczny nie mogą nadmiernie odbiegać od poziomu trzech najbardziej stabilnych gospodarek UE. Dokładnie za rok Chorwaci zamienią swoje kuny na euro. A w styczniu 2024 r. to samo ze swoimi lewami zrobią Bułgarzy.
Złoty zderzak
Polska też kiedyś czyniła takie przygotowania, bo do przyjęcia europejskiej waluty zobowiązaliśmy się w traktacie akcesyjnym. Plan rządu zakładał, że w 2007 r. wejdziemy do systemu ERM II, a od 2009 r. złoty zostanie zastąpiony przez euro. Jednak ze względu na objęcie nas przez Komisję Europejską procedurą nadmiernego deficytu budżetowego plan trzeba było odłożyć. W październiku 2008 r. rząd PO-PSL przyjął program przystąpienia do strefy euro z ostatecznym terminem w 2012 r. Ale akurat wybuchł światowy kryzys finansowy i znów trzeba było wszystko przesuwać. W 2015 r. padła zapowiedź, że przystąpienie do ERM II i wprowadzenie euro staną się możliwe ok. 2020 r. I znów pech, bo w 2015 r. do władzy doszedł eurosceptyczny PiS. Z euro uczyniono jedno z narzędzi straszenia społeczeństwa, obok uchodźców, ideologii LGBT, liberałów, Niemców, Unii Europejskiej i innych koszmarów z imaginarium Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego jedną z pierwszych decyzji premier Beaty Szydło była likwidacja stanowiska pełnomocnika rządu ds.